Protesty rolników: paraliż na drogach, w miastach i miasteczkach
Z tego powodu spóźniłam się na spotkanie w ministerstwie i na wywiad z ministrem, na który czekałam od grudnia. Raz, wracając z pracy, w ostatniej chwili przejechałam przed zamknięciem drogi – musiałam przejechać, bo inaczej nie odebrałabym dziecka ze szkoły. To pewnie mało ważne dla protestujących, że gdzieś na matkę czeka dziecko, dla mnie jednak to bardzo ważne. Innym razem jechałam bardzo bocznymi drogami do pracy – a samochód mam znacznie słabszy niż rolnicy traktory – i zastanawiałam się, czy gdzieś w końcu „z powodów technicznych” nie utknę na dobre.
„Organizujemy wam dzień wolny od pracy” – powiedział jeden z cytowanych przez media rolników. Na pewno ucieszy się chirurg, którego ominie kilkugodzinna, wyczerpująca operacja, którą miał przeprowadzić, by ratować życie
Dziś, w środę, 20 marca, powinnam być w redakcji, ale nie odważyłam się wyjechać, by nie spóźnić się na poranne kolegium. Od kilku dni wiadomo, że rolnicy w całej Polsce przygotowują niemal 600 blokad – oczywiście pod Warszawą też, więc sprawdzamy, czy i jak uda się przejechać. Jak przed laty w pandemii powtarzamy sobie: „Zostań w domu”. Kto może, ten zostaje.
Czy protestujący rolnicy wiedzą, jak i komu mogą w ten sposób zaszkodzić?
Widmo korków potęguje SMS z urzędu gminy, w którym zawiadamia się nas, że planowana jest blokada drogi dojazdowej do trasy do Warszawy. I co więcej, protestujący zamierzają też zablokować centrum naszego miasteczka, więc ludzie między sobą rozmawiają, że zakupy trzeba zrobić wcześniej.
Owszem, nie trzeba być w sklepie codziennie, ale to środa, w miasteczku targ, na który rolnicy i drobni przedsiębiorcy przywożą swoje towary. Wizja blokady miasta to zmiana planów, mniej kupujących. Czy protestujący wiedzą, jak i komu mogą w ten sposób zaszkodzić? Czy się z tym liczą? Pewnie nawet o tym nie myślą.