Aleksandra Ptak-Iglewska: Rolnicy strajkują, ale sami nie za bardzo wiedzą przeciwko czemu

Jeśli zapomnimy o prawdziwych podstawach gniewu protestujących rolników, polityczne gesty będą trafiać w pustkę. W rolnictwie chodzi o ziemię, więc politycy też muszą zejść na ziemię. Ważne są interesy całości: rolników, reszty Polaków, klimatu i przyszłości całego kraju.

Aktualizacja: 18.03.2024 06:09 Publikacja: 18.03.2024 03:00

Protest rolników w Warszawie

Protest rolników w Warszawie

Foto: Bloomberg

Popatrzmy na fakty, które potwierdza też opisywany przez nas w „Rzeczpospolitej” raport Instytutu Finansów Publicznych. Okazuje się, że mało kto protestował w Polsce z powodu napływu do kraju zboża z Ukrainy, gdy ich ceny na świecie były rekordowe po napaści Rosji na Ukrainę z powodu strachu o dostawy. Zboże techniczne też wtedy nie przeszkadzało. Kiedy spekulanci na rynkach globalnych przenieśli się gdzie indziej, ceny opadły – i podobnie nastroje polskich rolników. Dlaczego teraz przeszkadza nam każde ziarno?

Otóż nie samo zboże jest kłopotem, tylko jego cena. Ceny wielu surowców rolnych spadają już od dłuższego czasu, więc – uwaga, zbliżamy się do sedna problemu – opłacalność produkcji rolnej staje się w ogóle bardzo niska.

Czytaj więcej

Aleksandra Ptak-Iglewska: Zboże się wysypało, mleko wrze. Polscy rolnicy kontra UE i Ukraina

Czy rząd Donalda Tuska trafnie reaguje na kłopoty i protesty rolników?

Co robi w tym czasie rząd? Poprzedni, pod przywództwem Mateusza Morawieckiego, zamknął granice. Cen to nie podniosło, bo nie mogło. Aktualny rząd, współtworzony przez Platformę Obywatelską, rozmawia z rolnikami i Brukselą – oklaski – i zapowiada odejście od ugorowania i stosowania pestycydów. Zarazem te zapisy Zielonego Ładu nic nie zdążyły polskim rolnikom „zepsuć”, bo przecież nie weszły jeszcze w życie.

Czego zaś nie widać? Ukraina znajduje się w stanie wojny, ale grozi nam jednocześnie z jej strony wielka konkurencja. Mamy jeszcze parę lat, maksymalnie pięć, na przygotowania, zanim Kijów mocniej połączy się z Unią Europejską. Tylko że nawet nie próbuje się budować strategii współpracy z Ukrainą w zakresie rolnictwa na ten moment za kilka lat. To gorzej niż zbrodnia, to błąd.

Od dłuższego czasu dostrzec można sprzeczność między zdaniem ekonomistów rolnictwa a hasłami rolników. Ekonomiści twierdzą bowiem, że import z Ukrainy wcale nie popsuł cen zboża, tylko stało się tak przez Rosję. Rolnicy zaś atakują unijny Zielony Ład. Mylnie wybrali cel do ataku, bo profesjonalni rolnicy zaczynają przyznawać, gdy już go przeanalizują, że daje on świetne możliwości finansowe.

Wpływ na ceny globalne (przypomnijmy: polscy rolnicy cierpią przez niskie ceny) ma Rosja, która celowo gra na obniżenie cen na giełdach. Putin osobiście obiecał milion ton zbóż za darmo dla Afryki, na takie słowa ceny na rynkach musiały pójść w dół.

Rząd Donalda Tuska reaguje na celowo wywoływane pożary w rolnictwie jak spanikowany strażak   

Teraz poskładajmy w całość elementy tej układanki. Rolnicy w Polsce protestują, a pierwsze analizy wskazują na wpływy Rosji w organizowaniu podobnych protestów w innych krajach. Choć Moskwa psuje atmosferę (i rolnictwo) w Europie, ciągle sprowadzamy stamtąd żywność, więc sami się do tego dokładamy. Zielony Ład nie jest faktycznie zły, tylko niewłaściwie wprowadzany. Mali rolnicy opłakują chyba koniec jakiejś epoki, zamiast spróbować dostosować uprawy do wielkości gospodarstw, czy odnaleźć nowe sposoby zarobkowania jak cała reszta społeczeństwa w obliczu zielonej transformacji. Tego wszystkiego nie chce powiedzieć przed wyborami głośno żaden z polityków.

Rolnicy boją się o swoją przyszłość, ale ślepe słuchanie ich roszczeń spowoduje pożar na wielką skalę, bo embargo dla Ukrainy spowoduje sankcje odwetowe. Nieskutecznie chroniąc rynek zbóż, spowodujemy tylko katastrofę w mleczarstwie. I wreszcie – polski rząd reaguje jak spanikowany strażak na wszystkie małe pożary czy ogień podłożony przez podpalaczy. Błądzi jak we mgle bez strategii, a tymczasem pieniądze na rolnictwo są bez sensu przejadane przez rolników w dopłatach, zamiast za pomocą inwestycji budować przyszłość ich oraz całej branży.

Protesty przeciwko importowi produktów rolnych z Ukrainy zorganizowali ludzie, których trudno podejrzewać o przejmowanie się dobrem publicznym, np. szef dużej organizacji rolniczej skazany za oszukanie rolników na spore pieniądze. A przecież rolnictwo potrzebuje dostosować się do sąsiedztwa z Ukrainą oraz zmian klimatycznych, musi zaadaptować się chociażby do inwestycji w przetwórstwo. Skrócenie łańcucha dostaw też poprawi dochody rolników, bo marże w handlu sięgały przed pandemią nawet 25 proc.

Gubi nas ślepe słuchanie zachodnich inwestorów. Propozycji rozwiązań tych problemów nadal nie ma, zamiast tego – pod Sejmem słychać „Rotę”. A w polityce – zaproszenia na kolejne szczyty rolnicze.

Popatrzmy na fakty, które potwierdza też opisywany przez nas w „Rzeczpospolitej” raport Instytutu Finansów Publicznych. Okazuje się, że mało kto protestował w Polsce z powodu napływu do kraju zboża z Ukrainy, gdy ich ceny na świecie były rekordowe po napaści Rosji na Ukrainę z powodu strachu o dostawy. Zboże techniczne też wtedy nie przeszkadzało. Kiedy spekulanci na rynkach globalnych przenieśli się gdzie indziej, ceny opadły – i podobnie nastroje polskich rolników. Dlaczego teraz przeszkadza nam każde ziarno?

Pozostało 89% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację