CETA (czyli Comprehensive Economic and Trade Agreement), umowa wynegocjowana przez Kanadę oraz Unię Europejską, ma na celu liberalizację handlu pomiędzy obiema stronami poprzez m.in. znoszenie ceł, a także regulacje dotyczące barier technicznych. Składa się z wielu elementów i ma tworzyć strefę wolnego handlu. Uruchomi też oparty na Wspólnym Komitecie CETA oraz komitetach specjalny system, w ramach którego Unia i Kanada będą dyskutowały o sprawach poszczególnych sektorów.
Polityka sobie, rzeczywistość sobie
Dyskusja dotycząca umowy jest spolaryzowana, szczególnie debata polityczna. Tymczasem rzeczywistość, zarówno prawna, jak i gospodarcza, jest bardziej złożona niż polityczna narracja.
Relacje gospodarcze Polski i Kanady, choć nie należą do największych, rozwijają się. Po siedmiu miesiącach 2016 r. wartość naszych obrotów handlowych z tym krajem wzrosła wobec tego samego okresu roku ubiegłego o 7,9 proc. Z danych Statistics Canada wynika, że eksport Polski wyniósł w 2015 roku 1 mld 762 mln dolarów kanadyjskich, a więc był 10,56 proc. większy niż w roku 2014. Insigos, system informacji zorganizowany przez Ministerstwo Rozwoju, informuje z kolei o spadku eksportu o 3 proc. w stosunku do 2014 r. Oba źródła pokazują natomiast nie tylko wysoką nadwyżkę handlową Polski w relacji z Kanadą, lecz także jej wzrost w 2015 r.
Na poszczególnych rozwiązaniach CETA zyskać mogą niektóre branże już obecne na rynku kanadyjskim, np. transport morski. Eksportowanymi towarami są m.in. produkty przemysłu lotniczego, meble drewniane do sypialni i do innego użytku. Za Atlantyk wysyłamy także wódkę.
Umowa CETA może wpływać na obustronne bezpośrednie inwestycje zagraniczne. Polskie inwestycje w Kanadzie mogą stanowić punkt wyjścia do ekspansji na rynek amerykański. Pojawią się też ułatwienia w pozyskiwaniu wykwalifikowanej kadry, np. w branży gier komputerowych.