Nie teraz do euro

Rządzący w Polsce powinni dbać o wysoką adaptacyjność systemu społeczno-gospodarczego, abyśmy byli gotowi na mogące przyjść szoki. Wejście do unii walutowej w tym momencie niepotrzebnie usztywniłoby nasze relacje gospodarcze ze światem.

Aktualizacja: 14.01.2019 21:03 Publikacja: 14.01.2019 20:00

Nie teraz do euro

Foto: Bloomberg

"Rzeczpospolita" po raz kolejny zachęca do dyskusji o zasadności przyjęcia euro w Polsce. Choć wiele argumentów w tej debacie padło i wydaje się, że powiedziano niemal wszystko, trudno nie podjąć tego wyzwania w roku wyborów europejskich i parlamentarnych oraz rocznic: 30-lecia przełomu ustrojowego, 15-lecia przystąpienia do UE, czy też wreszcie w 20. urodziny euro, a przede wszystkim w 100-lecie powrotu złotego.

Przeciw dogmatyzmowi

Wrogiem uczciwej debaty, zwłaszcza odwołującej się do naukowych rozstrzygnięć, są uproszczenia i dogmatyzm. Tych pierwszych uniknąć w tekście publicystycznym się nie da, ale mam nadzieję, że choć uda mi się uchronić od analizy w kategorii prawd jedynie oczywistych. To z jednej strony pogląd, że przyjęcie euro jest warunkiem koniecznym rozwoju Polski i gonienia Zachodu, a z drugiej, iż wejście do strefy euro będzie kataklizmem. Prawda jest bardziej skomplikowana, jeśli w ogóle osiągalna. Są państwa, którym unia walutowa służy (Niemcy), ale i takie, które nie potrafią w niej dobrze działać (Włochy, Grecja).

To w tym kontekście Joseph E. Stiglitz, laureat ekonomicznego Nobla, w książce o euro pisze, że jednym z rozwiązań problemów tej strefy mogłoby być jej opuszczenie przez Niemcy. Z drugiej strony, często wpływ samego euro na rozwój gospodarczy trudno wyizolować, nie mówiąc już o kreśleniu scenariuszy: a co by było gdyby euro 20 lat temu się nie narodziło?

Z dużą dozą prawdopodobieństwa można stwierdzić, że doświadczylibyśmy w tym okresie kryzysów walutowych o negatywnym wpływie na wzrost. Przeciwnicy euro rzadko o tym wspominają, tak jak zwolennicy integracji walutowej nie zastanawiają się nad potencjalnymi korzyściami z braku euro (być może mniej poważny kryzys gospodarczy na południu Europy).

Euro samo z siebie na nic wpłynąć nie może. Dygresja: jeśli kula bilardowa wpada do łuzy, to zakładamy, że uderzyła w nią inna kula, ale przecież „przyczyną" jest też grawitacja. Podobnie w polityce gospodarczej: samo euro nie dynamizuje rozwoju Niemiec, ale go wspiera, bo działa w kontekście innych czynników, m.in. silnej orientacji proeksportowej.

W debacie o korzyściach z euro na te ekonomiczne „grawitacje" zwraca się za mało uwagi. Na marginesie w kontekście Niemiec: gdyby integracja walutowa miała być remedium na wszelkie zło, to b. NRD powinna po 1990 r. szybko osiągnąć poziom rozwoju RFN, a tak się nie stało.

Zwolennicy integracji walutowej twierdzą, że obniża ona koszty transakcyjne wymiany handlowej, znosząc m.in. ryzyko kursowe, a także ułatwia dostęp do taniego kapitału, a przez to stymuluje rozwój gospodarczy. Moją oni 100 proc. racji, ale tylko w modelu teoretycznym. W świecie realnym, np. w Polsce, gdzie zmiany popytu firm na dobra inwestycyjne umiarkowanie zależą od modyfikacji ich ceny, globalizacja finansowa nie przyniesie tylu korzyści, jak w tych krajach, gdzie rozwój firm hamuje brak kapitału. Zresztą koszt kapitału u nas jest niski.

Co do ryzyka kursowego, to wobec rosnącego znaczenia globalnych łańcuchów produkcyjnych w UE, gdzie obrót czynnikami produkcji i dobrami finalnymi rozlicza się w euro, to jego znaczenie jest mniejsze niż kiedyś. A koszty integracji walutowej? To głównie rezygnacja z polityki pieniężnej dostosowanej do lokalnych uwarunkowań, a także odwołania się w razie konieczności do zewnętrznej dewaluacji (osłabienia złotego), choć tego ostatniego czynnika bym nie przeceniał.

To pierwsze jest ważniejsze: Polska nadal jest gospodarczo istotnie różna od strefy euro i nie chodzi tu tylko o relację PKB na mieszkańca, ale bardziej o stopień międzysektorowej mobilności kapitału, elastyczność rynku pracy czy jej niską wydajność.

Świat to nie model

Błędem jest bezpośrednie zastosowanie wniosków modeli teoretycznych do polityki ekonomicznej, która – jak twierdził John Maynard Keynes, jest bardziej sztuką niż nauką. Absurdem jest przecież mówienie, że korzyści z handlu zagranicznego będą zawsze, bo przecież może być takie państwo, gdzie kapitał jest wyjątkowo niemobilny i z sektorów na liberalizacji handlu tracących do zyskujących nie będzie przepływał (to niejedyny warunek odnoszenia korzyści z handlu).

Zamiast jednak dobudowywać filar fiskalny do unii walutowej, wybrano metodę negatywnego federalizmu fiskalnego (ograniczenie wydatków), a nie podejmowania takich działań, które wspomnianą powyżej mobilność kapitału wspierałyby i to w sytuacji, gdy niestandardowa polityka pieniężna powiększyła w strefie euro przestrzeń fiskalną. Dopiero ostatnio Niemcy zdają się zmieniać strategię w tym zakresie, ale na ile będzie to proces trwa,ły, czas pokaże.

Aż się prosi, aby sparafrazować w tym momencie słowa Paula Krugmana i Maurice'a Obstfelda z ich podręcznika do ekonomii, gdzie piszą o zaletach handlu międzynarodowego: lepszym sposobem oceny korzyści z uczestnictwa w strefie euro jest postawienie pytania: czy Niemcy i inni, którzy na członkostwie tym zyskują, mogliby kompensować Włochów, Greków i innych, którzy tracą, jednocześnie nadal będąc w lepszej sytuacji niż przy braku euro? Jeśli tak, to wspólna waluta może być źródłem potencjalnego zysku dla każdego.

Przewidywanie przyszłości strefy euro i UE przypomina rzucanie kostką, ale o nieznanej liczbie ścian. Brexit, problemy Włoch, niepokoje we Francji, konflikty handlowe, niestabilność na Bliskim Wschodzie, kończąc na sporach o wartości, na których ład światowy ma być budowany, powodują, że rządzący w Polsce powinni głównie dbać o wysoką adaptacyjność systemu społeczno-gospodarczego, abyśmy byli gotowi na możliwy szok. Wejście do unii walutowej w tej chwili nasze relacje gospodarcze ze światem niepotrzebnie by usztywniło.

Co więcej, w razie kryzysu gospodarczego pozbycie się własnej polityki pieniężnej mogłoby stabilność społeczno-polityczną w kraju zdecydowanie osłabić, a nie jej służyć, jak chcieliby zwolennicy integracji walutowej. Trudno dostrzec stabilizujący wpływ posiadania euro na Grecję i Włochy. Choć znowu zastrzec trzeba, że scenariusza przeciwnego nie znamy.

Nigdy nie mów nigdy

Powyższe nie oznacza, że nie mogą pojawić się warunki, kiedy integracja ze strefą euro może być dla Polski korzystna. W szczególności może tak się stać, gdy na szali stanie uczestnictwo we wspólnym rynku, bez którego jakikolwiek rozwój gospodarczy w Polsce jest trudno wyobrażalny. Jeśli za utrzymanie relacji handlowych, zwłaszcza z Niemcami, trzeba będzie zapłacić rezygnacją ze złotego (obyśmy przed tym wyborem nie stanęli), to w sytuacji dopełniającej się konwergencji, a więc w perspektywie miejmy nadzieję końca kolejnej dekady, przyjęcie euro może być korzystne. To trochę tak jak rezygnacja przez Niemców z marki: nie był to przecież altruizm, ale bolesna (także w sferze symboli) decyzja korzystna dla niemieckiej gospodarki i pozycji tego państwa we Wspólnocie. Na początku 2019 r. warto sobie życzyć, by przyszedł jak najszybciej taki moment, gdy Polska będzie na tyle silna, by móc tak kształtować UE i strefę euro, aby realizowane były nasze kluczowe interesy. I wówczas ze spokojem integrację walutową będzie można rozważyć, ale wtedy strefa euro może już być zupełnie inna.

Autor kieruje Katedrą Ekonomii Politycznej na Wydziale Nauk Ekonomicznych UW, jest też członkiem Rady Polityki Pieniężnej. Tekst prezentuje wyłącznie poglądy prywatne autora, a nie instytucji, z którymi jest związany.

"Rzeczpospolita" po raz kolejny zachęca do dyskusji o zasadności przyjęcia euro w Polsce. Choć wiele argumentów w tej debacie padło i wydaje się, że powiedziano niemal wszystko, trudno nie podjąć tego wyzwania w roku wyborów europejskich i parlamentarnych oraz rocznic: 30-lecia przełomu ustrojowego, 15-lecia przystąpienia do UE, czy też wreszcie w 20. urodziny euro, a przede wszystkim w 100-lecie powrotu złotego.

Przeciw dogmatyzmowi

Pozostało 94% artykułu
Opinie Ekonomiczne
Witold M. Orłowski: Gospodarka wciąż w strefie cienia
Opinie Ekonomiczne
Piotr Skwirowski: Nie czarne, ale już ciemne chmury nad kredytobiorcami
Ekonomia
Marek Ratajczak: Czy trzeba umoralnić człowieka ekonomicznego
Opinie Ekonomiczne
Krzysztof Adam Kowalczyk: Klęska władz monetarnych
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Opinie Ekonomiczne
Andrzej Sławiński: Przepis na stagnację