Napięcia geopolityczne na nowo ożywiły dyskusję o przyjęciu euro przez Polskę. Zwolennicy przystąpienia naszego kraju do unii walutowej zaczęli sięgać po argumenty natury politycznej, twierdząc, że przyjęcie wspólnej europejskiej waluty mogłoby przyczynić się do wzrostu bezpieczeństwa nad Wisłą. Analiza ekonomiczna była przez nich często spychana na drugi plan. Prawdziwa dyskusja na płaszczyźnie ekonomicznej w Polsce odbyła się kilka lat przed wybuchem globalnego kryzysu finansowego.
Od tego czasu zmieniło się jednak bardzo wiele. Po pierwsze, ekonomiści zostali zmuszeni do krytycznego spojrzenia na wiele paradygmatów. Po drugie, strefa euro przeszła (przechodzi) przez pierwszy poważny kryzys, który z całą siłą objawił się w krajach peryferyjnych unii walutowej. Po trzecie wreszcie, niektóre z krajów naszego regionu zdecydowały się na przyjęcie wspólnej europejskiej waluty.
Lepiej poza strefą euro?
Od czasu przystąpienia Słowacji do strefy euro minęło już prawie dziesięć lat. Kraje bałtyckie, mimo że przyjęły wspólną walutę kilka lat później, już od lat 90. utrzymywały stały kurs walutowy, najpierw wobec marki, później wobec euro. Czy pójście tą drogą niosło ze sobą wymierne korzyści? Niekoniecznie. Można nawet stwierdzić, że kraje nieposiadające wspólnej waluty radziły sobie gospodarczo lepiej niż te, które przystąpiły do strefy euro lub prowadziły politykę stabilizacji kursu walutowego.
Gospodarki krajów naszego regionu posiadające własną walutę (Polska, Czechy i Węgry) od 2009 r. rosły średnio w tempie prawie 2 proc. rocznie. W tym samym czasie Słowacja i kraje bałtyckie rozwijały się o jedną trzecią wolniej. Średnia stopa bezrobocia w latach 2009–2017 w przypadku drugiej grupy krajów była o nieco ponad 4 pkt proc. wyższa niż w krajach regionu będących poza strefą euro.
Efektu euro nie widać też w statystykach napływu bezpośrednich inwestycji zagranicznych (BIZ), których zwiększenie było jednym z kluczowych argumentów w debacie ekonomicznej w Polsce kilkanaście lat temu. Okazuje się, że fakt posiadania wspólnej waluty ma dla inwestorów zagranicznych marginalne znaczenie. Według Banku Światowego średni napływ BIZ, w relacji do PKB, w latach 2009–2017 w krajach bez euro był o 0,5 pkt proc. wyższy niż w państwach członkowskich unii walutowej. W tym okresie do Polski napływała średnio taka sama wartość inwestycji w relacji do wielkości gospodarki, co na Słowację. Te dane makro mają swoje odzwierciedlenie na płaszczyźnie mikroekonomicznej. Według badania Międzynarodowej Grupy Izb Handlowych fakt posiadania wspólnej waluty przez kraje docelowe ma w oczach międzynarodowych inwestorów coraz mniejsze znaczenie. O ile w 2009 r. 96 proc. badanych firm popierało akcesję Polski do strefy euro, o tyle w roku ubiegłym już tylko połowa.