W marcu minęły cztery lata od ostatniej zmiany stóp procentowych w Polsce. To najdłuższy okres w III RP utrzymywania przez NBP ich wartości na niezmienionym poziomie. Wiele z wypowiedzi tak prezesa banku centralnego Adama Glapińskiego, jak i większości członków Rady Polityki Pieniężnej wskazuje na to, że stopy procentowe zostaną utrzymane na obecnych poziomach do końca 2020 r. lub nawet doczekają końca kadencji obecnej Rady w 2022 r.
Przy formułowaniu dalekosiężnych przewidywań zarówno prezes Glapiński, jak i członkowie Rady opierają się na tzw. projekcjach inflacji, które opisują najbardziej prawdopodobną dynamikę cen konsumpcyjnych w nadchodzących kwartałach. Z jednej strony nie ma się temu co dziwić – NBP, mając za zadanie utrzymanie inflacji „w pobliżu" celu inflacyjnego (który w Polsce wynosi 2,5 proc.), musi ją brać pod uwagę jako główny czynnik determinujący decyzję o zmianie stóp.
Z drugiej jednak strony inflacja może czasem bardziej zaciemniać, niż rozjaśniać obraz dotyczący stanu gospodarki. Ponadto coraz więcej badań wskazuje na to, że inne wskaźniki, przede wszystkim te dotyczące finansowej strony gospodarki, powinny być brane pod uwagę przy prowadzeniu polityki monetarnej.
Inflacja nie zawsze wszystko pokaże
Największym wyzwaniem dotyczącym interpretacji wskaźnika inflacji jest wskazanie powodów, dla których utrzymuje się on poniżej (powyżej) celu. Jest to o tyle ważne, że RPP powinna reagować – zmieniając poziom stóp – tylko w przypadkach tzw. szoków popytowych, zachowując bierność w przypadku szoków podażowych.
Posłużmy się przykładem. Gdyby inflacja w Polsce, według wspomnianej projekcji inflacji, miała wzrosnąć w kolejnych kwartałach do przedziału 3,5–4 proc. w ujęciu rocznym, a Rada miała wystarczające dowody (w postaci analiz przeprowadzanych przez NBP), aby wierzyć, że jest to spowodowane przez wysoki popyt na towary i usługi wytwarzane w Polsce (i tym samym ryzyko tzw. przegrzania się gospodarki jest duże), oznaczałoby to, że decyzja o podniesieniu stóp procentowych jest uzasadniona.