Już wkrótce Rada Polityki Pieniężnej zacznie formalną dyskusję nad założeniami polityki monetarnej na 2020 r. Odbywać się ona będzie w momencie, gdy Europejski Bank Centralny najprawdopodobniej przedstawi szczegóły nowej rundy działań niestandardowych. Oli Rehn, prezes fińskiego banku centralnego, stwierdził niedawno, że działania te powinny znacząco przekroczyć oczekiwania rynków finansowych.
Z drugiej strony wielu ekonomistów zauważa, że kolejny pakiet stymulacyjny EBC będzie miał mniejszy wpływ na gospodarkę niż wcześniejsze działania, gdyż krańcowa skuteczność coraz to bardziej niestandardowych działań banków centralnych jest malejąca. Schodzenie ze stopą procentową poniżej zera niesie też negatywne skutki dla stabilności sektora finansowego. Paradoksalnie również sygnalizowanie przez bank centralny konieczności nowego pakietu działań stymulujących gospodarkę może podnieść poziom niepewności co do przyszłej koniunktury, a przez to negatywnie wpłynąć na poziom inwestycji w gospodarce.
Polityka EBC a sprawa polska
Działania EBC weszły w obszar niestandardowy w sytuacji kryzysowej, gdy wielu europejskim decydentom wydawało się, że tylko tak można uratować strefę euro przed upadkiem. Polskiej gospodarce jakakolwiek recesja w najbliższej przyszłości nie grozi, a dyskusja wśród ekonomistów dotyczy skali spowolnienia, które może nas czekać, a i tak zejście poniżej potencjalnego tempa wzrostu, nawet jeśli nastąpi, to z dużą dozą prawdopodobieństwa będzie niewielkie. Zagrożenie jest przede wszystkim zewnętrzne i dotyczy silnego hamowania gospodarki niemieckiej, którego wpływ na Polskę będzie jednak kompensowany silnym automatycznym stabilizatorem koniunktury, jakim jest płynny kurs walutowy. Skoro w gospodarce nie dzieje się nic szczególnie wyjątkowego, to nic ekstraordynaryjnego nie powinno mieć miejsca w polityce pieniężnej NBP. Mówienie w tym momencie, że NBP powinien wejść na rynek aktywów czy podjąć inne działania niestandardowe, to niepotrzebne straszenie uczestników rynków, jakoby przed nami było silne spowolnienie i recesja.
Dbanie o stabilność cen priorytetem dla NBP
Jakkolwiek pojawiające się w debacie publicznej stwierdzenia o tym, że w gospodarce szaleje drożyzna, są nieprawdziwe, to trudno nie zauważyć, że inflacja przyspieszyła. CPI znajduje się powyżej celu NBP, choć nadal w dopuszczalnym paśmie odchyleń. W lipcu roczna dynamika cen wyniosła 2,9 proc., ale cen usług już 4,2 proc. Ten ostatni parametr dobrze pokazuje, że mamy wyraźną presję inflacyjną. Wracamy do normalności, bo w gospodarce doganiającej ceny dóbr niehandlowalnych, w tym usług, powinny mieć relatywnie wysoką dynamikę. Trudno za uspokajające przyjmować te argumenty, zgodnie z którymi skoro kiedyś mieliśmy deflację, to teraz możemy sobie pozwolić na tolerowanie wyższych zwyżek cen, bo ważny jest indeks cen czy średnia ich dynamika w ostatnich latach.
Te argumenty byłyby prawdziwe, gdyby celem polityki NBP była stabilizacja poziomu cen, a nie ich rocznej dynamiki. Co więcej, gdyby na procesy cenowe spojrzeć szerzej i nie koncentrować się wyłącznie na cenach dóbr i usług konsumpcyjnych, ale również na cenach dóbr inwestycyjnych i nieruchomości, to taka szeroka miara inflacji byłaby wyższa niż ta określana przez CPI. Nie twierdzę, że RPP powinna w swojej strategii bezpośrednio odnieść się do deflatora wartości dodanej, ale nie może zupełnie od jego dynamiki abstrahować, a ta może przekroczyć 3,5 proc. już pod koniec tego roku.