"Rzeczpospolita": Jak się czujesz mając wreszcie możliwość wystąpienia na żywo, po całym okresie pandemii?
Przed pandemią zbytnio nie koncertowałam, więc jest to pierwsza okazja, by przedstawić materiał z debiutanckiej płyty na żywo. Bardzo się cieszę, ponieważ długo czekałam na tę możliwość. Całe to lato było bardzo intensywne – spotkania z ludźmi i skonfrontowanie mojej twórczości z nimi na żywo – to są piękne doznania, za każdym razem schodzę ze sceny wzruszona.
Promujesz teraz swój debiutancki album „Ciche dni”, który powstał właśnie w czasie pandemii. W jaki sposób związana z nią izolacja wpłynęła na twoją twórczość oraz sposób w jaki album został stworzony?
Na wszystko było po prostu więcej czasu. W moim przypadku pandemia sprawiła, że mogłam się skupić na pracy, siedząc w domu i nie mając nic do roboty. Po tym jak posprzątałam wszystkie możliwe kąty, przyszedł moment, kiedy trzeba było siąść zacząć pisać, komponować. Mało tego, Olek (Świerkot), który produkował ze mną tę płytę (na co dzień jest gitarzystą Dawida Podsiadły), również siedział w domu i nie miał koncertów, a jak wiemy Dawid dużo koncertuje. Wszyscy mieliśmy więcej czasu i możliwości, żeby przekierować tę energię na piosenki.