Magda Knedler: Bajki i baśnie są uniwersalne

– Wydaje mi się, że „Dziewczyna kata” jest nie tylko historią pewnej dziewczyny, ale też historią przedmiotu, który snuje pewną opowieść, w którym zaklęta jest jakaś tajemnica. Pytanie tylko, czy każdą zagadkę da się rozwiązać i czy każda historia chce zostać opowiedziana – mówi serwisowi rp.pl Magda Knedler, która powraca na salony literackie z dziełem „Dziewczyna kata”.

Aktualizacja: 15.10.2019 15:11 Publikacja: 15.10.2019 15:05

Magda Knedler: Bajki i baśnie są uniwersalne

Foto: Fot. Agata Sobolewska

"Rzeczpospolita": „Czy ty nie masz już żadnych normalnych znajomych?” – ze słów „Dziewczyny kata” odnajdujemy odpowiedź, co mówią znajomi Magdy Knedler, gdy ta prezentuje im swoich następnych bohaterów?

Magda Knedler: Znajomi? Nie mam pojęcia! (śmiech) Raczej nie rozmawiamy o moich książkach, chyba że to znajomi z branży, a tych absolutnie nic nie dziwi, bo sami kreują bohaterów i wiedzą, że postaciom literackim potrzebny jest jakiś stopień „zwariacenia”. Inaczej pewnie nikogo by nie interesowały ich losy.

„Masz dar przekonywania” – sentencją z „Dziewczyny kata” odpowiadamy, jak przekonuje pani swoich znajomych do przeczytania i wypuszczenia następnych lektur?

Znowu moich znajomych? Ojej. W żaden sposób ich nie przekonuję. I ponownie muszę ich podzielić na znajomych z branży i nie z branży. Ze znajomymi z branży po prostu rozmawiamy o tym, co tworzymy, jaka jest tego recepcja, na jakie napotykamy problemy w trakcie pisania lub w trakcie zbierania dokumentacji itd. Dla znajomych nie z branży staram się raczej w minimalnym stopniu istnieć jako pisarka i nie obciążać ich zanadto bolączkami związanymi z procesem tworzenia. Czasami się oczywiście o tym rozmawia, ale częściej o życiu, dzieciach, normalnych codziennych sprawach.

„Spalić wiedźmę!” – czytając tę sentencję z „Dziewczyny kata”, zastanawiałem się, jak często spotykała się pani z takimi zdaniami w swym kierunku?

Bezpośrednio nikt mi niczego takiego nie powiedział; bo też nie jestem chyba zbyt kontrowersyjną pisarką, by chcieć mnie spalić. Jedynie przy poprzedniej mojej książce – „Moich przyjaciółkach z Ravensbruck” – spotkałam się z nieprzyjemnymi komentarzami dotyczącymi mojego nazwiska, które jest niemieckie, i że to pewnie dlatego nie wszyscy Polacy w mojej książce są jednoznacznie dobrzy, a nie wszyscy Niemcy jednoznacznie źli. Nie wiem, czy jest sens to komentować… 

„Czarownice nie toną. Czarownice sprowadzają nieszczęście. A potem idą prosto w ręce kata” – w słowach z tylnej okładki odnajdujemy odpowiedź, z czym czytelnik spotka się sięgając po „Dziewczynę kata”?

Nie wiem, czy mogę aż tyle zdradzić. Na pewno sposób prowadzenia bohaterki oskarżonej o czary jest dość niestandardowy, bo nie chodzi tylko o jej normalne, powieściowe życie, ale też o to, jak ona i jej historia oddziałują na inne osoby. Także na te, które żyją kilka wieków po niej. Wydaje mi się, że „Dziewczyna kata” jest nie tylko historią pewnej dziewczyny, ale też historią przedmiotu, który snuje pewną opowieść, w którym zaklęta jest jakaś tajemnica. Pytanie tylko, czy każdą zagadkę da się rozwiązać i czy każda historia chce zostać opowiedziana.

„Czy to za sprawą czarów wszystko zaczęło się od Magdaleny, pięknej dziewczyny w czerwonej sukni zakochanej w miejscowym kacie?” – czytając te słowa, można rzec, że Magda Knedler napisała odwołanie do baśni ludowej zwanej „Czerwonym kapturkiem”?

Ta książka nie ma nic wspólnego z „Czerwonym kapturkiem”. Chociaż… Nie, jednak może ma. Może w Magdalenie jest coś z „Czerwonego kapturka”. Na przykład nadmierna ufność i chęć pomocy, która sprowadza na nią nieszczęście. Jeśli jednak chodzi o moje inspiracje, to na pewno są to legendy wrocławskie. Jedna o… Magdalenie, którą oskarżono o czary i poddano próbie pławienia, a jej czerwona suknia/czerwony płaszcz unosił się wzdęty na wodach Odry (są dwie wersje tej opowieści). Druga o kamiennej głowie, która tkwi w ścianie wrocławskiej katedry, a która miała należeć do złotnika Henryka, który zemścił się na swoim mistrzu za to, że ten odmówił mu ręki swej córki. Ten złotnik też się w mojej książce pojawia i jest bardzo ważną postacią.

Dlaczego motyw bajek pojawia się tak często, gdy mówimy o dziełach ze świata fantastyki?

Być może dlatego, że bajki i baśnie są uniwersalne. Zawsze były i będą kopalnią literackich tropów. Ale moja książka to przecież nie jest dzieło ze świata fantastyki. (śmiech) Dużo tu rzeczy opartych na faktach!

„Ja bym wzięła osła, bo po pierwsze – zgubił ogon, a po drugie – ciągle kwęka i widzi tylko, co złe. I dlatego piszę kryminały” – powiedziała Katarzyna Bonda w jednym z wywiadów. A jaka postać z bajek, baśni odzwierciedla Magdę Knedler?

Pojęcia nie mam. Chyba postawię na Fionę ze „Shreka”; bo jest taka mało „księżniczkowata”. A z klasyki wzięłabym Małą Syrenkę. Nie dlatego, że zrywa z całym swoim życiem, rodziną, przyjaciółmi, domem dla mężczyzny. Ja tu zawsze widziałam pragnienie podążania za swoimi marzeniami. Za swoją wizją własnej przyszłości, a nie taką, jaką ktoś dla nas przygotował.

„Upatrzyłam sobie odpowiedniego mężczyznę i zrobiłam wszystko, żeby go poślubić” – w słowach z najnowszej lektury, pojawia się odpowiedź, dlaczego to o kobietach częściej mówi się jako o czarownicach?

Te słowa wypowiada w powieści Rosina, żona kata. Nie miała wielu opcji, jeśli chodzi o wybór swojej życiowej ścieżki, więc skorzystała ze swojej jedynej właściwie szansy. Chciała o sobie sama decydować, ale tu nie mogło być mowy o żadnym studiowaniu, podjęciu pracy, samodzielnym życiu. Postawiła więc na to, na co mogła postawić. I jej się udało. Przypominam, że mówimy o dziewczynie z rodziny katowskiej, która miała jeszcze mniejsze możliwości, niż inne dziewczęta z jej epoki, a i te mogły niewiele. Miały ładnie wyglądać i słuchać „mądrzejszych” mężczyzn. Jeśli któraś była inna – odważna, samodzielna, miała swój własny pomysł na życie, widziana była jako odmieniec, jakoś ktoś zły, kto sprzeciwia się naturze i roli odwiecznie przypisanej swojej płci. Tu się nie ma co śmiać, że jeśli kobieta postanowiła zdobyć mężczyznę i jej się to udało, to jest czarownicą. Dla kobiety nie istniała inna ścieżka kariery, czy też zwyczajnie – zapewnienia sobie bytu i dachu nad głową. Dla mnie tu nie ma nic śmiesznego, w ogóle w temacie dawnych procesów o czary nie ma nic śmiesznego. Wystarczy poczytać akta z procesów, spojrzeć na profil psychologiczny – jak byśmy dziś powiedzieli – tych ofiar (a nie zbrodniarek, jak chciał ówczesny system). To prawie zawsze była jakaś „inna” kobieta. Jakaś zielarka, miejscowa szamanka, do której ludzie przychodzili po radę, bo się znała na różnych rzeczach, bo była mądra i żyła po swojemu. A nie tak, jak chciałby jakiś mężczyzna. W każdej kobiecie, która brała los w swoje ręce przez całe stulecia widziano kogoś złego. Przez całe stulecia kobietę starano się wtłoczyć w jakąś ramę i bacznie pilnowano, by się z tej ramy nie zechciała wymknąć. Nadal, mimo że mamy dwudziesty pierwszy wiek, kobiety muszą ciągle coś udowadniać i walczyć o swoje prawa. Nie. Nie umiem o tym żartować i mało mnie obchodzi, czy wyjdę na osobę pozbawioną poczucia humoru. W siedemnastym wieku pewnie, by mnie posłano na stos.

Magda Knedler miała okazję spotkać się z jakąś szamanką zwaną przez społeczeństwo czarownicą, podczas tworzenia wspomnianej lektury?

Znam mnóstwo mądrych kobiet. I tyle.

Tworząc taką książkę autorka ma prawo wyłącznie oprzeć się o pisanie na podstawie wymysłów swej wyobraźni?

W pisaniu beletrystyki bazowanie na dokumentacji lub obywanie się bez niej zawsze zależy od tematu. Jeśli rzecz dotyczy przeszłości i konkretnych wydarzeń w historii, powieść musi się do pewnego stopnia opierać na faktach, by tej historii nie przekłamywać, ale z drugiej strony nie jest też podręcznikiem – autor ma prawo snuć swoją własną opowieść i interpretować różne rzeczy po swojemu. Licentia poetica.

„Historia to zawsze miks faktów i domysłów” – patrząc na słowa Hoffman, pojawia się pytanie: w „Dziewczynie kata” czytelnik zmierzy się z większą ilością faktów, czy domysłów?

Bazując na faktach stworzyłam swoją własną opowieść.

"Rzeczpospolita": „Czy ty nie masz już żadnych normalnych znajomych?” – ze słów „Dziewczyny kata” odnajdujemy odpowiedź, co mówią znajomi Magdy Knedler, gdy ta prezentuje im swoich następnych bohaterów?

Magda Knedler: Znajomi? Nie mam pojęcia! (śmiech) Raczej nie rozmawiamy o moich książkach, chyba że to znajomi z branży, a tych absolutnie nic nie dziwi, bo sami kreują bohaterów i wiedzą, że postaciom literackim potrzebny jest jakiś stopień „zwariacenia”. Inaczej pewnie nikogo by nie interesowały ich losy.

Pozostało 94% artykułu
Literatura
"To dla Pani ta cisza" Mario Vargasa Llosy. "Myślę, że powieść jest już skończona"
Literatura
Zbigniew Herbert - poeta-podróżnik na immersyjnej urodzinowej wystawie
Literatura
Nagroda Conrada dla Marii Halber
Literatura
Książka napisana bez oka. Salman Rushdie po zamachu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Literatura
Leszek Szaruga nie żyje. Walczył o godność