Muniek Staszczyk: Wołam o pokój w Polsce

Muniek Staszczyk, lider T.Love opowiada Jackowi Cieślakowi o nowym albumie zespołu. Premiera w piątek.

Aktualizacja: 03.11.2016 13:27 Publikacja: 02.11.2016 17:31

"Rzeczpospolita": Jeszcze nie odbyły się pochody prawicy i KOD, nie było 11 listopada, a wy już jesteście pobici i nadajecie się do obdukcji.

Muniek Staszczyk: Na razie tylko w teledysku do piosenki „Marsz". Mam nadzieję, że to będzie ostrzeżenie przed wszelkimi ekstremizmami i do niczego złego nie dojdzie. Ale strach jest. Nowa płyta na pewno jest bardziej skoncentrowana na współczesności od poprzedniej – mocno zorientowanej na sprawy egzystencjalne. Pisałem teksty na bieżąco, inspirując się tym, co widać za oknem, w okienku telewizora i komputera. To był czas po zamachu w Paryżu, w trakcie zamachu Brukseli. Gdy byliśmy w studiu, zdarzyła się tragedia w Nicei. A były jeszcze lektury Biblii, książek, filmy i to, co się usłyszy w knajpie przy piwie, zobaczy na ulicy. Dlatego cała płyta z wyjątkiem kilku piosenek robi wrażenie pocztówki z 2016 r. Do tego dołożyliśmy taneczną muzykę, co daje paradoksalny efekt.

Lemmy z Motorhead mówił o tańcu na własnym grobie.

To raczej apokaliptyczne disco, bo inspirowaliśmy się soulem lat 60. „Marsz" jest jednym z utworów mówiących o współczesnej Polsce.

Jeśli ktoś nie widział jeszcze teledysku, zobaczy twarze muzyków T.Love, które na tle relacji z różnych demonstracji są coraz bardziej poobijane, zakrwawione. Nagraliście tę piosenkę, zanim jeszcze było wiadomo, że grozi nam konfrontacja dwóch marszów. Śpiewasz „Marsze zbliżają się do siebie/Kto wyceluje pierwszy nie wiem".

Nie opowiadam się za żadną ze stron sporu, patrzę na to, co się dzieje, z boku, ale nie będę ukrywał, że jestem przerażony tym, że mój kraj i mój naród jest megapodzielony. Otrzymaliśmy kolejny dowód na to, że nie potrafimy korzystać z wolności. Problem polega na tym, że Polską rządziła partia ignorantów, a teraz doszli do władzy ludzie-prymusi obciążeni lizusostwem i służalczością wobec partyjnego cesarza. Mówią o chrześcijaństwie i Kościele katolickim, a w tym, co robią, nie ma żadnej pokory, tylko pycha i zamiast miłosierdzia – nienawiść. Nie podoba mi się też, że ludzie władzy tolerują po cichu radykalne poczynania rasistów, nacjonalistów i kiboli. Myślę, że liczą na ich głosy w następnych wyborach. Wśród znajomych widzę, że kiedyś jeździli razem na wakacje, a dziś nie potrafią przez politykę ze sobą rozmawiać. A przecież nie mamy w kraju takich konfliktów jak w dawnej Jugosławii czy w przedwojennej Rzeczypospolitej. Dlatego powstała płyta o pęknięciu Polski na pół. Dlatego śpiewam „To płonie okrągły stół, podzielił smoleński wrak na pół". To jest dla mnie metafora polskiej współczesności. Opowiadam się za pojednaniem. Wołam o to, choć pewnie i tak mnie nikt nie usłyszy.

Sytuacja polaryzuje się również poza Polską.

To straszne. Mamy już pięć dych na karku, trochę już żyjemy, a ukształtowała nas Europa lat 90. Dla ludzi, którzy wychowali się w komunie – tamten czas i świat był wejściem z piekła do raju i miał trwać wiecznie. Byliśmy pierwszym pokoleniem, które otrzymało taką szansę. Sądziliśmy, że jeśli dostaniemy się do Unii Europejskiej i NATO – już się więcej nic złego nie zdarzy. Może jedne rządy będą głupsze, drugie mądrzejsze, ale jakoś to będzie! Kto by wtedy pomyślał o tym, co się teraz dzieje! Dlatego napisałem „Warszawę Gdańską". Jest w niej hołd dla Dawida Bowiego, który przejeżdżał przez peerelowską Warszawę, ale dworzec Warszawa Gdańska kojarzy się również z emigracją 1968 roku. Staram się także pamiętać o uchodźcach.

Piosenka „Ostatni gasi światło" jest skrótem biografii dzisiejszych pięćdziesięciolatków, wyrazem depresji i zagubienia. Pojawia się pomysł wyjazdu z Polski. Są ludzie, którzy o tym myślą – z różnych zresztą powodów.

Ja nie zamierzam nigdzie wyjeżdżać. Nie wpadajmy w paranoję i nie ulegajmy histerii. Ale obawy związane z Polską mają żyjący tu obcokrajowcy. Mój syn ma w tym środowisku kilku kolegów. Jeden z nich wygląda jak Arab, choć nim nie jest, i już kilka razy był agresywnie zaczepiany na ulicy. Pytano go, skąd jest. Często jest mi wstyd z powodu takich sytuacji, jeśli się zdarzają.

Podczas kibolskich zadym w Madrycie można było zobaczyć chuliganów w koszulkach z symbolem Polski Walczącej.

To jest straszne zawłaszczanie symboli. Oby anachronizm obecnej polityki nie przeniósł nas znowu w świat „Ubu Króla" Jarry'ego. Powtórzę więc: nowa płyta T.Love jest nie po to, żeby się dzielić, tylko uspokoić i pojednać. Kończący album „Kwartyrnik" jest piosenką-marzeniem o tym, by każdy zagubiony w mieście, w weekend, mógł znaleźć miejsce, gdzie może się spotkać z innymi ludźmi i po prostu pogadać, pobawić, a nie żreć o politykę.

O tym, że frustracje biorą się z zagubienia i samotności, jest piosenka „Lubitz i Breivik" o pilocie samobójcy i sprawcy masakry.

Europa się radykalizuje, bo ludzie są samotni i stracili duchowe podstawy życia. Dlatego wspomniałem o tych dwóch psycholach i zwyrodnialcach. Tym bardziej że Breivik ma już swoich psychofanów, a jeden z nich dokonał kolejnej masakry w Monachium. I to się, niestety, najlepiej klika.

Oby nie spełniło się proroctwo „Bum Kassandra" i nie doszło do wojny, choć już jest na Ukrainie, niedaleko od nas.

Zaczęło się od Krymu i myślę, że jest gorzej niż po zamachu na World Trade Center. Dlatego napisałem piosenkę nie o tym, co będzie, gdy wybuchnie wojna, tylko że już jest. Budzimy się i oto stało się. Może to da ludziom do myślenia.

Ale są też piosenki dające nadzieję. Na przykład o rodzicach.

Bo dzięki Bogu mam rodziców. Cieszę się, że tata ma 81 lat, a mama 77. Żyją. Nie wszyscy moi koledzy mogą się tym cieszyć. Zazdroszczą mi, że mam kogo odwiedzać, i czasami wpadam do rodziców z kumplami na herbatkę albo jeżdżę z rodzicami na wakacje. W tym roku byliśmy razem z Gruzji. Zauważyłem, że również w związku z kryzysem rodziny jest u młodych ludzi potrzeba komunikowania radości z powodu najprostszych rzeczy. W tradycji rocka jest buntowanie się przeciw starym, a ja nagrałem dla rodziców piosenkę i bardzo się tym wzruszyli. Należało im się. Miałem szczęście, że mama nie była nadopiekuńcza, a ojciec nazbyt ostry. Dzięki temu udało nam się zachować równowagę. Jeśli komuś to się nie wyszło, to niech próbuje się pojednać, póki jeszcze czas. Bo ludzie się kłócą na całe życie czasami z głupich powodów. Najgorzej, gdy ktoś odejdzie i zabraknie czasu, żeby powiedzieć mu „przepraszam".

T.Love

Grupa powstała w 1982 r. Pierwszy okres minął pod wpływem muzyki punkrockowej i miejskiego folku. Gdy po powrocie z Anglii Muniek Staszczyk wznowił działalność zespołu, jego głównym partnerem był Jan Benedyk, który nadał muzyce stonesowskie brzmienie. To wtedy powstał album „King" (1992). Potem były pastiszowe „Chłopaki nie płaczą" i popowy „Model 01". Grupa wróciła do rockowych korzeni krążkiem „I Hate Rock'n'Roll". Okładkę nowej płyty zaprojektował Rosław Szaybo.

"Rzeczpospolita": Jeszcze nie odbyły się pochody prawicy i KOD, nie było 11 listopada, a wy już jesteście pobici i nadajecie się do obdukcji.

Muniek Staszczyk: Na razie tylko w teledysku do piosenki „Marsz". Mam nadzieję, że to będzie ostrzeżenie przed wszelkimi ekstremizmami i do niczego złego nie dojdzie. Ale strach jest. Nowa płyta na pewno jest bardziej skoncentrowana na współczesności od poprzedniej – mocno zorientowanej na sprawy egzystencjalne. Pisałem teksty na bieżąco, inspirując się tym, co widać za oknem, w okienku telewizora i komputera. To był czas po zamachu w Paryżu, w trakcie zamachu Brukseli. Gdy byliśmy w studiu, zdarzyła się tragedia w Nicei. A były jeszcze lektury Biblii, książek, filmy i to, co się usłyszy w knajpie przy piwie, zobaczy na ulicy. Dlatego cała płyta z wyjątkiem kilku piosenek robi wrażenie pocztówki z 2016 r. Do tego dołożyliśmy taneczną muzykę, co daje paradoksalny efekt.

Pozostało 87% artykułu
Kultura
Muzeum Narodowe w Poznaniu otwiera Studyjną Galerię Sztuki Starożytnej
Kultura
Dzieło włoskiego artysty sprzedane za 6 mln dolarów. To banan i taśma klejąca
Kultura
Startuje Festiwal Niewinni Czarodzieje: Na karuzeli życia
Kultura
„Pasja wg św. Marka” Pawła Mykietyna. Magdalena Cielecka zagra Poncjusza Piłata
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Kultura
Pawilon Polski na Biennale Architektury 2025: Pokażemy projekt „Lary i penaty"