Seria wpadek z ujawnianiem danych białoruskich opozycjonistów, którzy otrzymywali pieniądze od naszych władz, pokazuje, że nie mamy do czynienia z jednostkowym błędem ministerstwa Radosława Sikorskiego. Chaos i brak kontroli nad urzędnikami torpedują wiele cennych inicjatyw Polski.
Dla dyplomacji polityka wobec Białorusi ma wyjątkowe znaczenie. To Warszawa ma być reprezentantem Unii Europejskiej wobec Mińska. To właśnie Polska zabiegała o pieniądze na program Partnerstwa Wschodniego, który m.in. Białoruś miał przyciągnąć do Brukseli.
Dlatego postępowanie wobec reżimu Aleksandra Łukaszenki jest testem dla naszych programów i wiarygodności na unijnej scenie politycznej.
Pierwszą wpadką MSZ było przekazanie przez polską prokuraturę władzom w Mińsku wyciągów z polskiego konta opozycjonisty Alesia Bialackiego. Ministerstwo nie poinformowało prokuratury, że spełnienie prośby Białorusi może być podstawą do postawienia go przed sądem. Na podstawie tych danych oraz podobnych informacji przekazanych przez Litwę został on później skazany na 4,5 roku w kolonii karnej.