Do lipca z Polski miało wyjechać ok. 4 mln ton zbóż, które od ubiegłego roku zalegają w magazynach i silosach, by zrobić miejsce na nowe zbiory z tegorocznych żniw – obietnicę taką złożył w kwietniu nowy minister rolnictwa Robert Telus. Zastrzegł też, że jeśli się to nie uda, poda się do dymisji. Nieoficjalnie wiadomo, że w ciągu miesiąca udało się wyeksportować zaledwie 800 tys. ton z ilości obiecanej przez rząd – ustaliła „Rzeczpospolita”.
Co więcej, od wprowadzenia zakazu dla towarów rolnych z Ukrainy (od 21 kwietnia) do kraju wjechały kolejne 24 tys. ton ukraińskiego zboża (pszenicy, kukurydzy, rzepaku), które miały być konwojowane przez policję i służby KAS. – 9 tys. ton dziennie wjeżdżało już po wprowadzeniu naszego zakazu, jako tzw. czyściwo młynarskie, omijając embargo. Były to dwa, trzy pociągi z Ukrainy dziennie – mówi nam Wiesław Gryń, rolnik ze stowarzyszenia Oszukana Wieś.
Czytaj więcej
Ukraina apeluje o zniesienie restrykcji na import produktów rolnych do UE, Polska postuluje ich przedłużenie.
Jak pisaliśmy, obietnice ministra Telusa były nierealne także z powodów logistycznych. Do wywozu 50 tys. ton zboża (tyle mieści jeden duży statek) potrzeba aż 2 tys. TIR-ów lub 17 pociągów. Nie było też gdzie go wywieźć, bo nikt nie przygotował portów w Europie na odbiór towaru. – Zostaliśmy ze zbożem w magazynach. Obiecane z UE dopłaty mamy dostać do końca roku. To jest dramat – dodaje rozżalony Gryń.
Gwóźdź do trumny
Żniwa rzepaku w Polsce rozpoczynają się na początku lipca, zbóż – od połowy lipca, a kukurydzy w październiku. – W Ukrainie o wiele szybciej. Magazyny trzeba już teraz opróżnić, zdezynfekować – wskazuje Mieczysław Kasprzak, poseł PSL z Podkarpacia. Tymczasem zboże, głównie polskie, nadal zalega w magazynach.