Woda, która zalała region po wysadzeniu przez Rosjan tamy w Kachowce, nie ustąpiła jeszcze ze wszystkich miejscowości. Nadal utrzymuje się głównie na lewym, niższym i okupowanym brzegu. Na prawym, wyzwolonym w listopadzie ubiegłego roku, ofiar jest o połowę mniej niż pod okupacją. Mimo, że woda wdarła się tam do dwóch razy więcej miejscowości.
Czytaj więcej
Zburzenie przez Rosję tamy elektrowni wodnej Kachowka w obwodzie chersońskim 6 czerwca „prawie na pewno poważnie zakłóciło” główne źródło świeżej wody na okupowanym przez Rosję Krymie – kanał Północno-Krymski (NCC) – poinformowało brytyjskie Ministerstwo Obrony
Okupacyjne władze nie pozwalają jednak dostać się na te tereny niezależnym obserwatorom i ekspertom. Od półtora tygodnia nie dopuszczają tam specjalnej misji ONZ ds. pomocy humanitarnej Ukrainie. – Bardzo trudno zapewnić im bezpieczeństwo, ale jest i wiele innych niuansów – wyjaśniał rzecznik Kremla Dmitrij Pieskow, dlaczego Rosja nie wpuszcza ONZ.
Rosyjskie władze nie interesują się powodzianami
Wolontariusze działający na lewym brzegu, miejscowi mieszkańcy i władze Ukrainy sądzą, że Rosjanie chcą ukryć rozmiary tragedii. Według informacji wolontariuszy (ich sieć grupuje ok. 9 tys. osób, zarówno na zalanych terenach, jak i w głębi Rosji) w powodzi zginęło tam 400-450 osób.