Innymi punktami zapalnymi są zachodnie przedmieścia Doniecka, utrzymywane od ośmiu lat przez ukraińską armię, i Wuhłedar leżący bliżej obwodu zaporoskiego. Ukraińcy informują, że nacisk na to ostatnie miasto trochę zelżał po rozgromieniu przez nich rosyjskiej 155. brygady piechoty morskiej.
Ataki trwają jednak również na północy frontu, bliżej granicy Rosji. Armia najezdnicza próbuje odbić przynajmniej część terenów utraconych w trakcie wrześniowego ataku Ukraińców. Walki koncentrują się wokół miejscowości Swatowe i Kreminna. – Okolice Kreminnej to w większości lasy, wokół Swatowego więcej pasów lasu (wąskich i wysadzonych na miedzach lub wzdłuż dróg – red.), tam działają ich snajperzy. Tam stosują taką taktykę, że na czele posuwają się wozy bojowe lub opancerzone samochody, a pomiędzy nimi idzie piechota. Tak próbują dotrzeć jak najbliżej naszych pozycji. W pobliżu Kreminnej nie da się tego zrobić z powodu lasów (które wymuszają znaczne rozproszenie atakujących – red.) – opowiadał o tych walkach szef ukraińskiej administracji obwodu ługańskiego Serhij Hajdaj.
Bez żołdu
Po rosyjskiej stronie frontu w tym obwodzie trwa cały czas koncentracja oddziałów, pojawiają się nowe dywizje. Budzi to niepokój, że tu mogą w końcu ruszyć do większego natarcia.
Ale rosyjska armia wszędzie grzęźnie w problemach logistycznych i rozkładzie dyscypliny. Żołnierzy, którzy wcześniej protestowali przeciw brakom zaopatrzenia, umundurowania, a nawet broni, oficerowie zwożą teraz do sztabów i tam każą im nagrywać pełne skruchy oświadczenia. Zapewniają w nich, że wszystko jest w porządku.
Jednak nie jest. „Katastrofalna sytuacja jest z wypłatą żołdu i dodatków socjalnych uczestnikom walk. Wielkość problemów jest już obrzydliwie ogromna. Istnieje w każdym oddziale, każdym batalionie, kompanii i plutonie. (…) Ludziom nie płacą po pół roku. (…) Narasta niezadowolenie i złość. Jeśli to się nie zmieni, nastąpi społeczny wybuch” – alarmują rosyjscy propagandyści.