Front oczami korespondentów wojennych: deszcze, błoto i śmierć

Drony i artyleria rozstrzygają walki. Rosyjski propagandysta i amerykański ochotnik o tym, jak naprawdę wygląda obecnie wojna w Ukrainie.

Publikacja: 06.01.2023 22:00

Okolice Bachmutu, 5 grudnia

Okolice Bachmutu, 5 grudnia

Foto: PAP/Abaca

Czytaj więcej

Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 317

„Skok do przodu, potem słyszysz „stęknięcie” moździerza i padasz w tłuste, donbaskie błoto. Wybierałem najgłębsze koleiny, bo skrywają większą część ciała. Ale z drugiej strony zawsze pełne są wody. Kilka razy dosłownie pływałem w tej breji. W sumie takim fitnessem zajmowaliśmy się 1,5 godziny”.

Tak opisuje jeden z rosyjskich „wojenkorow” odwrót z ruin wioski w okolicach Kreminnej (na pograniczu obwodu ługańskiego i donieckiego). „Wojenkor” to powszechnie używany w Rosji skrót od „wojennyj korespondent” – korespondent wojenny. Dziwna ta grupa, pisząca prawie wyłącznie w internecie, bliższa jest jednak wojskowym służbom specjalnym niż dziennikarzom.

Czytaj więcej

Zdjęcia satelitarne pokazują, że Rosjanie okopują się na Krymie

Ten, Aleksander Charczenko występujący w sieci pod pseudonimem „Świadkowie Bajraktara”, trafił w jedno z najgorętszych miejsc frontu. W rejonie Kreminnej trwają zajadłe walki, Ukraińcy próbują odbić miasto.

„Zaczął się marsz w błocie, chwilami po kolana. Ze zrozumiałych względów był powolny, ponadto musieliśmy uważać na głośne „cmoknięcia”, gdy wyciągaliśmy nogi z błota. No i łatwo stracić buty.” - tak z kolei posuwał się w kierunku rosyjskich pozycji amerykański ochotnik, mniej więcej w tym samym czasie co Charczenko, ale w innym miejscu frontu. Jego anonimowe zapiski publikowane są w necie. Wiadomo o nim jedynie, że jest to już kolejna jego wojna, a obecnie znajduje się gdzieś na terenie obwodu donieckiego.

Czytaj więcej

Putin mówi: nie ma dezercji. Ale dezerterzy o tym nie wiedzą

Charczenko: „Wraz z grupą zwiadowców weszliśmy nocą w jedno z najgorętszych miejsc frontu. Nie ma tam ocalałych domów, jedyne miejsce ukrycia to piwnice po nich. Właśnie tam chowają się żołnierze obu stron. Dostaliśmy niezbyt komfortowy apartament. Pod nogami chlupotało błoto, a ze stropu ściekała woda”.

„O świcie zaczął się bój. Nasi chłopcy ruszyli do przodu i zdołali zdobyć kilka piwnic. Wygląda to mniej więcej tak: grupy szturmowe skrycie zbierają się w schronieniach najbliżej przeciwnika. Na rozkaz rusza atak. Potem kilka godzin strzelaniny w bardzo bliskim dystansie, granaty lecą w rury wentylacyjne i kominowe piwnic. Pod koniec dnia kilka punktów przechodzi pod naszą kontrolę”.

Amerykanin z kolei prowadził zwiad, próbując wykryć, gdzie są Rosjanie. „Udało nam się wydostać na wyższy teren, błoto zostało za nami. Weszliśmy na zbocze wąwozu, w pas drzew szerokości gdzieś 50 m. I wtedy dostaliśmy. Nagle B. wrzasnął: Ostrzał!. Padłem twarzą w błoto, potem podczołgałem się w górę zbocza, próbując zobaczyć skąd strzelają. Ale gdy tylko podnosiłem głowę, pociski gwizdały wokół. Wydawało się, że ostrzeliwują nas z szerokiego półkola. Albo więc próbowali nas okrążyć, albo było ich bardzo dużo. Zgarnąłem chrust pod lufę karabinu i na oślep zacząłem strzelać”.

Jak się później wyjaśniło, Rosjanie zobaczyli ich dzięki swoim dronom i urządzili zasadzkę.

„Wszystkie działania stron na polu walki kontrolują kwadrokoptery (drony z napędem czterech silników). Na niebie jest tak ciasno, że często dochodzi do zderzeń (dronów)” – opisuje Charczenko walki pod Kreminną.

Drony trudno zestrzelić, poza tym żołnierzom równie trudno zorientować się który do kogo należy. Obie strony – na poziomie grup szturmowych, plutonów czy kompanii – używają albo sprzętu znanych firm, ale przeznaczonego pierwotnie do rekreacji, albo też składaków z części od różnych maszyn. Drony rzadko są wyraźnie oznakowane, dopiero gdy spadną można odnaleźć na nich jakieś napisy.

Mimo tłoku i chaosu na niebie ukraińscy operatorzy dronów próbują taranować rosyjskie swoimi (wroga można łatwiej rozpoznać z kamery aparatu niż patrząc z ziemi na niebo). Ale często tracą przy tym własne, choć nie zawsze.

Charczenko: „Na nasze nieszczęście, przeciwnik dostał nową partię kopterów i teraz kilka z nich dyżurowało na niebie dzień i noc. Wykrywały wszelki ruch i do razu w to miejsce leciały pociski. Sypali nimi nieźle. Wystarczyło że przebiegliśmy z jednego ukrycia do drugiego żeby omówić ewakuację – i już dostaliśmy z czołgu. Nasz przewodnik został ranny, my wyszliśmy z tego lekko wystraszeni”.

Amerykanin: „C. podczołgał się do mnie po błocie i gałęziach: - Potrzebujemy wsparcia. – Jest cholernie za blisko (między nimi i Rosjanami-red.) dla artylerii. – A jaką inną pier… szansę mamy? – Żadnej.”

W rezultacie ukraińskiego ostrzału zginęła większość atakujących Rosjan. Ale autor zapisków oberwał w głowę i zdarło mu część skóry z niej, a C. - w hełm i doznał wstrząsu mózgu. „Jesteśmy za starzy i zbyt pełni wigoru, by umrzeć w taki sposób” – podsumował.

Charczenko: „Zapadła noc i nadszedł rozkaz ruszać do punktu ewakuacyjnego. Zebraliśmy niedużą grupę i runęliśmy biegiem z tego piekła. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że od początku obserwował nas (ukraiński) kopter z kamerą termowizyjną. Doszliśmy do skrzyżowania (polnych dróg) w które Ukraińcy byli dobrze wstrzelani i od razu oberwaliśmy ze 120-milimetrowego moździerza”.

Amerykanin: „W drodze powrotnej biegliśmy przez teren na którym leżało dużo zabitych Rosjan. Naliczyłem ich 34, rozrzuconych niewielkimi grupami. Tylko jeden był ledwie żywy i raczej nie było nic, co mogliśmy dla niego zrobić. Miał odstrzeloną szczękę i wydawał się sparaliżowany od pasa w dół. Oczy miał szkliste, oddech urywany. Nie przeżyłby kilometrów przenoszenia, a my zresztą nie mieliśmy jak go nieść (mieli własnych rannych-red.). Okryłem go swoim ponczo i zostawiłem”.

„Skok do przodu, potem słyszysz „stęknięcie” moździerza i padasz w tłuste, donbaskie błoto. Wybierałem najgłębsze koleiny, bo skrywają większą część ciała. Ale z drugiej strony zawsze pełne są wody. Kilka razy dosłownie pływałem w tej breji. W sumie takim fitnessem zajmowaliśmy się 1,5 godziny”.

Tak opisuje jeden z rosyjskich „wojenkorow” odwrót z ruin wioski w okolicach Kreminnej (na pograniczu obwodu ługańskiego i donieckiego). „Wojenkor” to powszechnie używany w Rosji skrót od „wojennyj korespondent” – korespondent wojenny. Dziwna ta grupa, pisząca prawie wyłącznie w internecie, bliższa jest jednak wojskowym służbom specjalnym niż dziennikarzom.

Pozostało 89% artykułu
Konflikty zbrojne
Wojna na Bliskim Wschodzie wisi w powietrzu
Konflikty zbrojne
Ukraińcy strzelają do Rosjan amunicją z Indii. Indie nie protestują
Konflikty zbrojne
Eksplodujące radiotelefony Hezbollahu. To był najbardziej krwawy dzień w Libanie od roku
Konflikty zbrojne
Rosja chce mieć drugą armię świata. Czy Putin szykuje się do długiej wojny?
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Konflikty zbrojne
Wybuchające pagery w Libanie. Hezbollah upokorzony i zdruzgotany