Kiedyś założyłem się ze znajomym, że zdołam bez cienia znużenia uważnie wysłuchać dwugodzinnego nagrania przemówienia Fidela Castro wygłoszonego w ONZ w 1960 r. Z trudem, ale wygrałem zakład. Dobrze jednak, że nie powtórzyłem tego błędu w przypadku wczorajszego przemówienia Donalda Trumpa na konwencji Partii Republikańskiej w Milwaukee. Nużący, monotonny i pozbawiony jakiejkolwiek ekspresji głos Donalda Trumpa podziałał jak najlepszy środek nasenny. Były prezydent USA dwukrotnie oddał mnie w ramiona Morfeusza. Zresztą nie tylko mnie. Republikańscy delegacji wyraźnie się pogubili i nie wiedzieli, kiedy mają skandować przesłodzone patriotyczne okrzyki. Kongresmeni stojący w pierwszym rzędzie przed podium z trudem ukrywali ziewanie, kiedy Trump dowodził, że uszedł z życiem z sobotniego zamachu tylko dzięki cudownej ochronie Opatrzności. Podczas tej sennej diatryby nawet Melania Trump wydawała się nieobecna myślami, reagowała jedynie, kiedy słyszała owacje, i uśmiechała się nie zawsze wtedy, kiedy był ku temu powód.
Czytaj więcej
Były prezydent Donald Trump na konwencji wyborczej Partii Republikańskiej w Milwaukee przyjął nominację prezydencką. W 90-minutowym wystąpieniu mówił o jedności narodowej i skupiał się na atakowaniu swojego rywala Joe Bidena.
Jednym zdaniem: konwencja przypominała swoistą mieszankę zlotu jakiejś sekty, kongresu Amwaya, i XIII Zjazdu Rumuńskiej Partii Komunistycznej w 1984 r. Jeżeli jednak ktoś sądzi, że te słowa to drwina, to od razu studzę emocje. Konwencja spełniła swoje zadanie i pokazała to, czego oczekują republikańscy wyborcy: jedność, zaufanie do lidera, zdecydowane deklaracje programowe w sprawach dotyczących imigrantów, podatków i ochrony rynku pracy; były też piękne kobiety, ludzie sukcesu i wszechobecna symbolika patriotyczna. Czego chcieć więcej, żeby podjąć decyzję o przyszłości swojego kraju?
Ataki na Joe Bidena. Czy poprawni politycznie mogą dyskryminować za wiek?
Z obozu przeciwnika płyną same złe wieści. Kierownictwo Partii Demokratycznej namawia swojego prezydenta do wycofania się z wyścigu wyborczego. Czy ci ludzie oddali rozum do depozytu? Nie zmienia się koni pośrodku rzeki! Wycofanie się Joe Bidena z wyścigu wyborczego to najgorszy błąd, jaki demokraci mogą zrobić na tym etapie kampanii. Należało o tym pomyśleć dawno temu, kiedy były widoczne pierwsze objawy choroby neurodegeneracyjnej Joe Bidena. Kwestionowanie jego przywództwa na miesiąc przez konwencją Partii Demokratycznej w Chicago jest przejawem skrajnej nieodpowiedzialności i tchórzostwa. A wymuszanie na kandydacie rezygnacji z udziału w wyborach ze względu na wiek jest przejawem zwykłej dyskryminacji.