Artur Bartkiewicz: KO wygrywa korespondencyjny pojedynek z PiS. Donald Tusk daje opozycji nadzieję

„My jesteśmy Polską” – mówił w czasie Marszu Miliona Serc Donald Tusk. I taki był sens zorganizowanego przez Platformę Obywatelską w Warszawie marszu: pokazać, że większość Polaków nie stoi za władzą. I to się 1 października Tuskowi udało – niezależnie od tego, czy ulicami Warszawy przeszło 250 tysięcy, pół miliona czy milion, jak wylicza ratusz.

Publikacja: 01.10.2023 16:13

Donald Tusk

Donald Tusk

Foto: PAP/Paweł Supernak

Czytaj więcej

Marsz Miliona Serc i konwencja PiS. Tusk i Kaczyński mobilizują wyborców

Uderzające było zderzenie dwóch obrazków. Z jednej strony zamkniętego w Spodku, na klasycznym partyjnym konwektyklu PiS-u, po raz kolejny straszącego Donaldem Tuskiem, Angelą Merkel, imigrantami, bezrobociem oraz siedmioma plagami egipskimi, jakie spadną na Polskę, gdy do władzy dojdzie opozycja. A z drugiej strony potoku ludzi ciągnących ulicami Warszawy na demonstracji, która robiła wrażenie swoimi rozmiarami, i słyszących od Donalda Tuska ze sceny, że ślubuje zakończenie wojny polsko-polskiej dzień po wyborach.

Opozycji w przeszłości – bardzo często słusznie – zarzucano, że jej programem jest wyłącznie bycie anty-PiS-em. 1 października to jednak PiS był anty-Tuskiem, a Tusk, Rafał Trzaskowski, Jerzy Owsiak, ale też przemawiający na początku marszu Włodzimierz Czarzasty i Robert Biedroń mówili o Polsce jutra, która – jak stwierdził Tusk – ma być „krajem szczęśliwych ludzi”. A nie ludzi drżących ze strachu przed drugą stroną politycznego sporu. Jeśli w niedzielę jakiś przekaz miał trafić do wyborców niezdecydowanych, to z pewnością skutecznej robił to przekaz, który wybrzmiał na Marszu Miliona Serc.

Donald Tusk na Marszu Miliona Serc: Dużo o przyszłości, mało o PiS-ie

– Polska zasługuje na więcej – mówił na mecie marszu Tusk, nawiązując do tradycji Solidarności, ale też do entuzjazmu uczestników Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (którą Tusk, de facto, określił mianem drugiej Solidarności). I, w odróżnieniu od przemawiającego chwilę wcześniej w Katowicach Mateusza Morawieckiego, skupił się na uczestnikach marszu i sympatykach opozycji, a nie na swoich politycznych konkurentach.

Czytaj więcej

Jacek Nizinkiewicz: Marsz mobilizacji niezdecydowanych

Donald Tusk postawił na ofensywę uśmiechu (o którym dużo mówił w swoim przemówieniu) i na pozytywne emocje wynikające z poczucia wspólnoty, które naturalnie pojawia się podczas demonstracji takich jak Marsz Miliona Serc. Przewodniczący PO wiele razy powtarzał słowo „milion”, aby uczestnikom marszu i obserwatorom sympatyzującym z opozycją, ale też neutralnym, utrwalić w pamięci obraz wyjątkowego zjednoczenia w sprzeciwie wobec władzy. Ale mówił też o optymizmie, nadziei, lepszych czasach i „wspaniałym polskim narodzie”, który może uczynić z Polski „najwspanialsze miejsce do życia”.

Owszem, padły słowa o „karłach rządzących wielkim narodem”, była uwaga o „ośmiu gwiazdkach”, było więc puszczanie oka do tych, dla których rozliczenie PiS-u jest istotą tych wyborów. Więcej było jednak zwracania się do tych, którzy polityką polegającą na wojowaniu z drugą stroną i strachu przed nią są zmęczeni albo w ogóle nie są nią zainteresowani. Tusk – jeszcze bardziej niż 4 czerwca – starał się przedstawić jako alternatywa dla takiej polityki. Nieprzypadkowo w spocie zaprezentowanym przez PO podczas marszu wystąpiły dzieci i apel, aby głosować dla nich. PO, Tusk i przemawiający na początku marszu Rafał Trzaskowski starali się pokazać jako partia skierowana w przyszłość, a nie nieustannie oglądająca się za siebie.

Marsz Miliona Serc: Czy PiS przekona nieprzekonanych?

Czy Donald Tusk i PO mogą być w tym przekazie być wiarygodni dla wyborców niezdecydowanych, o których w niedzielę toczyła się gra? Od odpowiedzi na to pytanie prawdopodobnie zależeć będzie wynik wyborów. Na pewno 1 października Platforma Obywatelska zrobiła wszystko, aby tak się stało. Jej problemem w tym kontekście jest to, że jest nieodłącznym elementem rozpoczętej w 2005 roku wojny polsko-polskiej, z którą Tusk obiecuje skończyć.

W niedzielę Tusk na pewno wygrał z PiS na obrazki i „setki” w korespondencyjnym pojedynku rozgrywającym się pomiędzy Warszawą a Katowicami

Ponadto przez ostatnie lata PO zamiast patrzeć w przyszłość była w dużej mierze wspomnianym na wstępie anty-PiS-em, co sprawiło, że po ośmiu latach rządów PiS, po większych i mniejszych aferach nagłośnionych przez media, to nadal partia Jarosława Kaczyńskiego prowadzi w sondażach. Gdyby taki marsz umiał zorganizować Szymon Hołownia z Polską 2050 czy Adrian Zandberg z Lewicą Razem, z pewnością byłoby łatwiej przekonywać im, że są zmianą. Prawda jest jednak taka, że dziś na opozycji takie możliwości organizacyjne ma tylko PO i Donald Tusk.

Czy na dwa tygodnie przed wyborami można nadrobić to, czego nie udało się nadrobić przez ostatnich osiem lat? Odpowiedź na to pytanie poznamy 15 października. W niedzielę Tusk na pewno wygrał z PiS na obrazki i „setki” w korespondencyjnym pojedynku rozgrywającym się pomiędzy Warszawą a Katowicami. Pytanie, ilu nieprzekonanych przekonał – bo w spolaryzowanym świecie dwóch wrogich obozów, zabetonowanych sondaży i szklanych sufitów poparcia, to właśnie niezdecydowani i niegłosujący są ostatnią grupą, która może coś jeszcze w krajobrazie wyborczym zmienić.

Uderzające było zderzenie dwóch obrazków. Z jednej strony zamkniętego w Spodku, na klasycznym partyjnym konwektyklu PiS-u, po raz kolejny straszącego Donaldem Tuskiem, Angelą Merkel, imigrantami, bezrobociem oraz siedmioma plagami egipskimi, jakie spadną na Polskę, gdy do władzy dojdzie opozycja. A z drugiej strony potoku ludzi ciągnących ulicami Warszawy na demonstracji, która robiła wrażenie swoimi rozmiarami, i słyszących od Donalda Tuska ze sceny, że ślubuje zakończenie wojny polsko-polskiej dzień po wyborach.

Pozostało 91% artykułu
Komentarze
Michał Szułdrzyński: A co, jeśli skan tęczówki wpadnie w oko przestępcom?
Komentarze
Michał Płociński: Donald Tusk może gorzko pożałować swojego uspokajania ws. powodzi
Komentarze
Jędrzej Bielecki: Komisja bez politycznej mocy. Nie rząd, lecz znowu sekretariat Europy
Komentarze
Michał Szułdrzyński: Wypadek na Trasie Łazienkowskiej, wypadek na A1, czyli zgubne skutki „trybu Boga”
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Komentarze
Artur Bartkiewicz: Powódź 2024. Fundusz Sprawiedliwości i wozy strażackie, czyli czego nie rozumie Suwerenna Polska