Powołanie europosła Joachima Brudzińskiskiego na szefa sztabu wyborczego PiS ma uspokoić przede wszystkim kryzysową sytuację w partii, której przejawem była dymisja Tomasza Poręby w nocy w piątek. Ale kryzys trwa znacznie dłużej niż ten weekend.
Z informacji "Rzeczpospolitej" wynika, że Poręba chciał odejść już wcześniej, jednak prezes Kaczyński nie był w stanie podjąć decyzji, co do funkcjonowania sztabu, na który składał się dotąd m.in: Poręba, Rafał Bochenek, rzecznik partii, oraz Michał Moskal, szef biura Jarosława Kaczyńskiego, uchodzący za coraz bardziej wpływową postać w partii. Tyle tylko, że kampania wcale nie wyglądała tak, jak to sobie wyobrażali sztabowcy.
Czytaj więcej
Decyzją prezesa Jarosława Kaczyńskiego szefem sztabu Prawa i Sprawiedliwości został europoseł Joachim Brudziński - napisał w mediach społecznościowych rzecznik partii Rafał Bochenek.
Dlaczego w sztabie PiS nie było ludzi Mateusza Morawieckiego i czego domagał się premier
Istniał na przykład konflikt między rządem i sztabem, w którym w ogóle nie znaleźli się ludzie kojarzeni z Mateuszem Morawieckim. Dlatego premier prowadził osobną kampanię wyborczą i wraz ze swoimi ministrami objeżdżał kraj, chwaląc się rządowymi inwestycjami.
Chemii nie było również między otoczeniem premiera i zapleczem partii w terenie. W PiS plotkowano, że Morawiecki domagał się dużej liczby miejsc biorących na listach dla ludzi ze swego rządowego zaplecza: między innymi ministra cyfryzacji, Janusza Cieszyńskiego, Norberta Maliszewskiego, Adama Andruszkiewicza, Piotra Patkowskiego, itp.