– Obawiamy się, że kontrahenci zaczną nam naliczać kary za niewywiązanie się z umów. Trudno teraz przewidzieć, jak dalej będzie rozwijał się nasz biznes – mówi Andriy Maksysko z Bayadera Group, jednego z największych producentów napojów alkoholowych w Europie Wschodniej. Zatrzymano nie tylko produkty kierowane do sieci detalicznych w Polsce, ale także te wysyłane przez Polskę tranzytem do Europy Zachodniej czy dalej, statkami wypływającymi z Gdańska. – Ta sytuacja niszczy naszą pozycję rynkową, budowaną przez wiele lat – dodaje Maksysko.
Coraz większe problemy zaczynają mieć firmy w Polsce. Jak informuje Polsko-Ukraińska Izba Gospodarcza (PUIG), niepokój budzi m.in. zakaz importu soi z Ukrainy używanej do produkcji pasz. Na polskim rynku jest znaczny jej deficyt, który do tej pory kompensowany był ukraińskim importem do dalszego przerobu w Polsce. Według szacunkowych danych skala zapotrzebowania na dostawy z importu to około 500 tys. ton. – Brak dostępu do surowca dla wielu zakładów produkujących pasze i produkty z soi będzie oznaczał konieczność przerwania produkcji – ostrzega PUIG.
Czytaj więcej
Tempo wzrostu cen żywności w Polsce ma hamować, choć przeszkodzić temu może zakaz importu z Ukrainy. Ekspertów zastanawia też bardzo szeroki zakres embarga.
Według Izby Zbożowo-Paszowej krytyczne znaczenie ma także wstrzymanie dostaw śruty słonecznikowej, która przed rosyjską agresją była w 90 proc. importowana z Ukrainy oraz Rosji, a której w Polsce nie ma w wystarczającej ilości. Kolejnym problemem stał się zakaz importu ukraińskiego miodu, którego dostawy na rynki UE w roku 2020 wyniosły 54,8 tys. ton, a rok później 53,8 tys. ton. Tymczasem do kwietnia 2023 roku było to 10,5 tys. ton, co oznacza znaczący spadek (o 2,8 tys. ton) r./r. W tym samym czasie nie ma embarga na miód z Rosji.
Zdaniem przedstawicieli biznesu zaskakujące decyzje polskich władz będą mieć dotkliwe konsekwencje w perspektywie zarówno średnio-, jak i długoterminowej. Stracimy zaufanie partnerów ukraińskich nie tylko z branży rolnej i spożywczej.