Prawem każdego społeczeństwa demokratycznego jest decydowanie o podziale wspólnie wypracowanego dochodu. Temat ten budzi obecnie wielkie emocje, jednak dyskusji umyka jeden wątek, który na dłuższą metę odgrywa kluczową rolę: jak sprawić, aby było z czego dzielić.
Kto przegra, kto wygra
Nowa władza zaproponowała trzy rozwiązania w dziedzinie polityki gospodarczej, które doprowadzą do dużego transferu środków w społeczeństwie. Mowa o zasiłku 500 zł na dziecko, większej kwocie wolnej od podatku oraz obniżeniu wieku emerytalnego.
Jeśli wszystkie te zmiany zostałyby wprowadzone, doszłoby do bardzo dużego transferu, w ramach którego największymi przegranymi byliby posiadacze kapitału (przede wszystkim w efekcie nałożenia podatku bankowego, ale także poprzez spadek wycen innych spółek). Często wyobrażamy ich sobie jako opasłych bankierów śpiących na stosach pieniędzy, ale w rzeczywistości jest to bardzo duża część społeczeństwa oszczędzająca na emeryturę choćby poprzez OFE czy indywidualne konta emerytalne. Ponieśliby straty, których nie odczuwa się na bieżąco w portfelach, co nie oznacza, że ich nie ma.
Wygranymi byliby potencjalni pracobiorcy, którzy jednak w większości pracy świadczyć nie będą – i tu jest istota problemu.
Transfer kapitału w kierunku rodzin wielodzietnych z ekonomicznego punktu widzenia nie tylko nie jest problemem, jest wręcz pożądany z punktu widzenia długofalowych interesów społeczeństwa. Jednocześnie tak samo ważnym interesem społeczeństwa jest długoterminowy wzrost gospodarczy. Jeśli zadbamy o pierwszy interes kosztem drugiego, na dłuższą metę stracą na tym wszyscy, także rodziny wielodzietne. Dlaczego tak się stanie? Zasiłek na dziecko zostanie przeznaczony na konsumpcję, ale niekoniecznie już na wyrównanie startu dla przyszłych pokoleń – rząd nie ma kontroli nad tym, czy pieniądze będą wydane na pomoce szkolne czy na alkohol. Ponadto to rozwiązanie obniży aktywność zawodową, głównie wśród kobiet.