Chociaż ofensywa wojsk ukraińskich na razie nie przyniosła przełomu w wojnie z Rosją, a próba puczu Prigożyna nie odwróciła biegu wojny, to światowe koncerny i polskie firmy inwestują w Ukrainie. Sprzyja im lekkie uspokojenie gospodarki nad Dnieprem i umiarkowanie dobre prognozy na przyszłość.
Jedni nie boją się rakiet…
Wojną nie przejmuje się koncern piwny Carlsberg, który w ubiegłym tygodniu zaprezentował gotową już nową linię produkcyjną swojego zakładu w Kijowie, zbudowaną kosztem 40 mln euro. – Ta linia zwiększy produkcję wyrobów w puszkach o 80 proc. – zapowiedział Oleh Chaidakin, dyrektor zarządzający Carlsberg Ukraine.
Także w ubiegłym tygodniu koncern Philip Morris ogłosił, że w okolicach Lwowa zbuduje nową fabrykę kosztem 30 mln dolarów. Będzie tam pracowało 250 osób. Wcześniej firma ta musiała zamknąć swój zakład w Charkowie, czyli w strefie działań wojennych. Jednak zamiast wycofywać się z Ukrainy, koncern postawił na kosztowną relokację. – To była decyzja podjęta już w czasie wojny i spowodowana wojną. Zresztą ewakuowaliśmy z Charkowa naszych pracowników – tłumaczy Adam Suchenek, rzecznik Philip Morris w Polsce.
Z kolei koncern Nestle w maju rozpoczął budowę swojego nowego zakładu sosów, przypraw i zup błyskawicznych w Smogilowie w zachodniej Ukrainie. Skala inwestycji to ponad 42 mln dol. Nestle ma już zresztą fabrykę w pobliskim mieście Torczyn (nazwa tego miasta na Wołyniu jest marką popularnych w Ukrainie majonezów, keczupów i innych dodatków do potraw).