Akcja rozgrywa się w Chile. Sofia Olivari (Amparo Noguera) jest nauczycielką hiszpańskiego. Pokazuje dzieciom „Narodziny Wenus" Botticellego, ale sama nie może zajść w ciążę. Próby adopcji podejmowane z mężem, Pedro (Luis Gnecco), spełzają na niczym – duża liczba chętnych w połączeniu z biurokracją okazują się nie do przejścia.
Kiedy Sofia dowiaduje się o odnalezieniu martwej dziewczynki na oddalonym o 30 kilometrów wysypisku śmieci, los nieznanego dziecka staje się jej sprawą osobistą. Kobieta postanawia walczyć o uznanie Aurory, jak ją nazwała, za człowieka oraz o osobny, nie masowy, grób dla dziecka. Na jej drodze staną nie tylko prawne komplikacje, ale także niezrozumienie ze strony najbliższych.
„Aurora" wychodzi poza najprostsze schematy, nie stając się ani banalną krytyką kapitalizmu, ani elementem kampanii ruchów pro-life. Film jest realistyczny, ale nie dosłowny, nie przejawia publicystycznych ambicji.
W ten sam, oszczędny sposób ukazano szczególną relację między głównymi bohaterami. Małżeństwo Sofii i Pedra przechodzi kryzys, który narasta z czasem. Amparo Noguera i Luis Gnecco grają oszczędnie, cierpienie ich postaci jest zaklęte w milczeniu, ujawnia się w drobnych, bezsilnych gestach. Warto zwracać uwagę na szczegóły, tu nawet śniadanie jedzone w łóżku coś znaczy.
Interesujące są także zdjęcia Enrique Stindta. Kluczowe sceny nakręcono z góry, co pozwala popatrzeć na realistyczną historię jakby z innej perspektywy. Czy chodzi o siłę wyższą? Twórcy nie udzielają ostatecznej odpowiedzi na to pytanie. Razem z rozwojem opowieści, ten zabieg wprowadza coraz to nowe znaczenia, co jest godne uwagi.