To fabularny debiut twórców, współpracujących wcześniej z wujkiem, którym jest nie kto inny, jak Ulrich Seidl! Najwidoczniej talent jest w tej rodzinie dziedziczny, bo w Austrii artystyczny horror „Widzę, widzę" zgarnął najważniejsze laury, był także znakomicie przyjęty na wrocławskich Nowych Horyzontach, gdzie dostał nagrodę publiczności. Nic więc dziwnego, że rodacy Michaela Hannekego – a autora „Funny Games" wspominam nieprzypadkowo! - wystawili go w tegorocznym wyścigu o Oscara.
Niepewność, w jakiej trzymają widza autorzy filmu, zaczyna się już na wstępie i trwa aż do samego końca. Dlaczego matka bliźniaków, niegdyś popularna prezenterka telewizyjna, ma twarz obwiązaną bandażami? Dlaczego zachowuje się dziwnie i unika ludzi? Dlaczego stara się rozdzielić nierozłącznych braci? Dlaczego bywa agresywna?
Twórcy nie spieszą się z odpowiedziami. Budują napięcie niebanalnie – mnożąc wątpliwości, podsuwając fałszywe tropy, pogrywając z widzami podobnie, jak robił to Polański w „Dziecku Rosemary" czy w „Lokatorze". I choć zagadka zostaje rozwiązana w finale, nie oznacza to wcale końca niepokoju. Niecodziennym i godnym pochwały zabiegiem jest stworzenie klimatu grozy w miejscu rzadko ze strachem kojarzonym – w dużym, pełnym światła, gustownie urządzonym domu. Sterylna czystość scenerii, podobnie jak zakończenie mogą budzić skojarzenia z kinem wspomnianego Michaela Hannekego.
Twórcom – Franz i Fiali - należą się brawa za perfekcyjne poprowadzenie akcji, a także za to, że nie poszli na łatwiznę i nie oparli grozy filmu na potworach atakujących w najmniej oczekiwanych momentach. Do listy zasłużonych należy dopisać także Martina Gschlachta, operatora często współpracującego z Jessiką Hausner oraz Ulrichem Seidlem, mającego spore doświadczenie w kręceniu thrillerów. Bez jego zdjęć, podobnie jak bez niepokojącej muzyki Olgi Neuwirth, niemożliwe byłoby stworzenie tak sugestywnego klimatu osaczenia.
Choć w niemal wszystkich rolach obsadzono naturszczyków, to dowiedziałem się o tym dopiero z materiałów prasowych, ponieważ nie sposób tego odczuć podczas seansu. Szczególnie dobrze wypadają dojrzale wcielający się w bliźniaków bracia Schwartz oraz jedyna doświadczona aktorka na planie, Susanne Wuest, której udało się stworzyć idealną do tego filmu postać Matki. W jej surowości i dwuznaczności skupia się, jak w soczewce, cała przewrotność horroru.