Początek roku szkolnego upływa pod znakiem m.in. sporu o lekcje religii w szkołach, a raczej o nowe zasady ich organizacji. Ocena nie będzie już liczyła się do średniej. Te zmiany spowodują „wyprowadzenie” religii ze szkół czy są adekwatną odpowiedzią na zmieniające się czasy?
Warto zastanowić się, na ile spór o szkołę – a w tym kontekście również o odbywające się w niej lekcje religii – jest sporem politycznym, a na ile aksjologicznym i światopoglądowym. Myślę, że niestety każdym po trochu, ale żaden z nich szkole nie służy. Oczywiście religii uczy się w niej od dawna. Ale dzisiaj musimy odpowiedzieć sobie na pytanie, czy szkoła powinna kształtować światopogląd, czy dostarczać obiektywnej, opartej na przesłankach naukowych wiedzy. Ja pierwszy z tych wariantów uważam za niekorzystny. Bo dlaczego jedna religia ma dominować nad innymi? To pytanie wydaje się zasadne również w kontekście napływu dziesiątek tysięcy nowych uczniów z Ukrainy, w większości przecież prawosławnych. Uważam, że to poszczególne szkoły czy środowiska lokalne powinny decydować, czy w placówce prowadzona jest nauka religii. Jeśli uczniowie, nauczyciele i rodzice będą tego chcieli – proszę bardzo. Jeśli nie, powinna ona wrócić do salek katechetycznych. Na pewno nie być zaś odgórnie narzuconym przedmiotem, z którego ocena liczy się do średniej. Zrozumiałbym, gdybyśmy rozmawiali o takim przedmiocie, jak nauka o religii czy religioznawstwo, ale w jaki sposób ocenić, czy ktoś jest „wystarczająco” zaangażowany w zajęcia o charakterze światopoglądowym? Poza tym jeśli są one finansowane przez państwo, to powinno ono – podobnie jak w przypadku etyki – mieć wpływ na przekazywane w ich ramach treści. Dzisiaj nie podlega to kontroli zewnętrznej.
Czytaj więcej
Obowiązkowe zajęcia z udzielania pierwszej pomocy w ramach godzin wychowawczych, rezygnacja z przedmiotu HiT dla uczniów, którzy rozpoczynają naukę w szkołach ponadpodstawowych – to najważniejsze zmiany, jakie wprowadza podpisane przez Ministra Edukacji rozporządzenie w sprawie ramowych planów nauczania.
Przypomnijmy, że skrytykowane przez Episkopat rozporządzenie MEN nie przewiduje zmniejszenia liczby godzin religii czy etyki, ale możliwość połączenia w jedną grupę uczniów z różnych klas czy oddziałów, w których do nauki tych przedmiotów nie ma wystarczającej liczby chętnych. Trybunał Konstytucyjny zawiesił jednak stosowanie tego rozporządzenia, zaś MEN oświadczyło, że ta decyzja nie wywołuje skutków prawnych. Jak w trwającym sporze ma zachować się szkoła?
Na pewno postawienie jej w środku sporu prawnego nie wróży jej niczego dobrego. Jednak nie rozumiem, czemu służyć ma poddanie pod ocenę TK tej sprawy. Tym bardziej że w obecnym kształcie stracił on swoją wiarygodność i stał się elementem rzeczywistości politycznej. A zatem polską szkołę poddano też ocenie politycznej. To niedopuszczalne w poważnym państwie.