Z początkiem lipca 75 największych producentów żywności we Francji obniży ceny setek produktów. Jeśli tego nie zrobią, muszą się liczyć z karami. Takie ultimatum postawił im minister finansów Bruno Le Maire oburzony tym, że żywność w sklepach wciąż drożeje, chociaż surowce rolne i energetyczne na globalnym rynku tanieją – nie tylko względem szczytów cenowych, ale często też w ujęciu rok do roku.
Inicjatywa francuskiego rządu to najnowszy przejaw rosnącego wśród decydentów ekonomicznych uznania dla teorii, wedle której najwyższą od dekad inflację w dużym stopniu napędza podwyższanie marż zysku przez firmy. Koncepcja, którą propaguje m.in. Isabella M. Weber, ekonomistka z Uniwersytetu Massachusetts Amherst, legła wcześniej u podstaw ograniczeń cen gazu i energii, wprowadzonych w wielu krajach świata po agresji Rosji przeciwko Ukrainie.
O tzw. inflacji sprzedawców (zwanej też „greedflacją”, czyli inflacją powodowaną przez chciwość biznesu) coraz bardziej otwarcie mówią też przedstawiciele głównych banków centralnych, w tym Europejskiego Banku Centralnego. Teoria ta zwolenników ma również w Narodowym Banku Polski. Prezes tej instytucji prof. Adam Glapiński na czerwcowej konferencji prasowej powiedział, że mamy w Polsce do czynienia ze spiralą „marż i cen”. Tuż po tym wystąpieniu jego doradca prof. Leon Podkaminer pisał na łamach „Rzeczpospolitej”, że „obecna inflacja zbiega się z nadzwyczajnie wysokimi marżami zysku w sektorach o wysokim stopniu koncentracji, w tym m.in. w sektorze banków komercyjnych, sektorach paliwowym i energetycznym oraz w dużych przedsiębiorstwach sektora handlu detalicznego, a zwłaszcza hurtowego”.
Czytaj więcej
Ten produkt to dziś zdecydowany lider wzrostu cen. Stoi za nimi niższa podaż na świecie, także w Polsce, przy ciągle wysokiej konsumpcji. Globalne zapasy są najniższe od 11 lat. Poprawę może dać wzrost produkcji, ale i to nie od razu.