Na język biznesu można to przetłumaczyć jako obietnicę przyszłego boomu konsumenckiego. Nawet, jeśli nawet połowę z liczących 1,4 mld obywateli tego kraju nie będzie stać na kupno iPhone (namawiał ich do tego sam Tim Cook), czy aut Stellantisa - Carlos Tavares, to obydwaj uważają, że to teraz najważniejsze miejsce do inwestowania, bo sparzyli się na Chinach.
Demograficzna dywidenda
- Wszyscy nauczyli się na błędach, kiedy 20 lat temu włożyli wszystkie jajka do jednego koszyka. Poszli do Chin nie oglądając się na Indie. Teraz, kiedy stosunki między zachodem a Pekinem bardzo się zaostrzyły, wszyscy kupują bilety do Indii - mówił w BBC Partha Sen, profesor ekonomii w Delhi School of Economics. Bo ten kraj, oprócz tego, że jest najbardziej zaludniony na świecie, posiada jeszcze tzw. demograficzną dywidendę - szybko rosnącą klasę średnią i ogromną, solidnie wykształconą siłę roboczą. Teraz kluczem jest więc przedstawienie przez rząd planu wchłonięcia nadwyżki siły roboczej poprzez tworzenie miejsc pracy w przemyśle.
Czytaj więcej
Wyprzedaż papierów spółek Gautama Adaniego sprawiła, że rynek indyjski wypadł poza pierwszą piątkę największych rynków akcji na świecie. To skutek wielkiej afery, która mocno zaszkodziła temu miliarderowi.
Indie i Chiny zawsze ze sobą konkurowały. Kiedy na początku tego wieku światowe firmy jednak postawiły na Chiny, Indie nie stały w miejscu i rozwijały się w cieniu sąsiada z północnego wschodu. Spokojnie negocjowały umowy handlowe z Australią i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi. Teraz rozmawiają z Wielką Brytanią, Kanadą i Unią Europejską.