Otwarty przekop przez Mierzeję Wiślaną na razie będzie wykorzystywany co najwyżej przez żeglarzy. Statki płynące do portu w Elblągu ugrzęzłyby na mieliźnie, bo pogłębienie drogi wodnej przez Zalew Wiślany i rzekę Elbląg jest dopiero w rządowych planach. Ale nawet po dokończeniu przewidzianych prac, fetowana w sobotę inwestycja okaże się utopieniem 2 mld zł (to szacunki jeszcze sprzed tegorocznej fali podwyżek). Jest bowiem mało prawdopodobne, by znalazły się ładunki, które opłacałoby się transportować przekopem do Elbląga. A jeszcze mniej realne znalezienie jednostek, którymi miałyby być przewożone.
Tirem jest szybciej
– Przy założeniu, że tor wodny będzie miał pięć metrów głębokości, zmieściłyby się tam statki o nośności 3,5 tys. ton i zanurzeniu 4,5 metra. Takich na Bałtyku można szukać ze świecą. Pływają po Renie, na Morzu Północnym, ale dla obsługi portu w Elblągu należałoby je dopiero wybudować – twierdzi prof. Włodzimierz Rydzkowski z Katedry Polityki Transportowej Wydziału Ekonomicznego Uniwersytetu Gdańskiego.
Czytaj więcej
Miejmy nadzieję, że inwestycję na Mierzei Wiślanej za 2 mld zł wykonano w trochę solidniejszy sposób niż niesławne patriotyczne ławeczki. Ale cel jest podobny – stworzenie propagandowych punktów zaczepienia do tego, by nas podzielić.
Kolejny problem to ładunki. Kontenery do Elbląga nie popłyną, bo z kontenerowców są rozładowywane w gdańskim terminalu DCT, największym na Bałtyku. Tam trafiają na wagony lub ciągniki siodłowe. A drogą ekspresową S7 kontener trafia z Gdańska do Elbląga w godzinę.
Mało realne jest także wykorzystanie przekopu do transportu importowanego węgla (dla zaspokojenia potrzeb po wprowadzeniu embarga na węgiel z Rosji i Białorusi), co miało być przedmiotem analiz w resortach klimatu i środowiska oraz aktywów państwowych. – Jest rozpatrywany przesył pewnej części węgla, ale już nie statkami, tylko barkami do portów właśnie poprzez Mierzeję – mówił w czerwcu poseł PiS Marek Suski na posiedzeniu sejmowej Komisji ds. Energii, Klimatu i Aktywów Państwowych.