Kluczowe dla Brytyjczyków wydarzenia układają się w rytm świąt. Ponad 22,5 roku temu zawarto porozumienie wielkopiątkowe, wczoraj – wigilijne. Pierwsze przyniosło pokój w Irlandii Północnej, drugie – zawarte wczoraj przez Unię Europejską i Zjednoczone Królestwo – rozwiewa widmo brexigedonu, jaki miał rozpętać się 1 stycznia, gdy minie okres przejściowy po wystąpieniu Brytyjczyków z UE.
Brak umowy handlowej byłby obok pandemii drugim potężnym ciosem w gospodarki po obu stronach kanału La Manche (albo jak kto woli Angielskiego). Negocjacje unijno-brytyjskie trwały ponad 4,5 roku. Mocno przyspieszyły dosłownie w ostatniej chwili, gdy przedsmak brexigedonu dała blokada ruchu ciężarówek na Kontynent, wprowadzona w związku, a może raczej pod pretekstem ataku nowej wersji koronawirusa.
Tekst wigilijnej umowy to opasły 1000-stronicowy tom. Wymaga ratyfikacji po obu stronach kanału, jednak jako prowizorium będzie obowiązywał już od 1 stycznia. Firmy nie mają więc wiele czasu, by się zapoznać z nowymi zasadami i się dostosować. Powinny się jednak cieszyć, że udało się uniknąć najgorszego, czyli wprowadzenia ceł i kontyngentów na towary przemysłowe i rolne wysyłane z Unii do Zjednoczonego Królestwa i w drugą stronę (warunek: pomoc publiczna nie będzie zniekształcała konkurencji). Dla polskich przedsiębiorstw to bardzo dobra wiadomość – Brytyjczycy są po Niemcach i Czechach trzecim co do wielkości odbiorcą naszego eksportu.
Przy transporcie na Wyspy i z Wysp pojawią się jednak odprawy celne, co wydłuży czas dostaw. Ale na szczęście firmy transportowe z obu stron Kanału będą dalej miały prawo do świadczenia swych usług u sąsiadów. To ucieszy naszych przedsiębiorców, którzy są w czołówce przewozów międzynarodowych w Unii.
Na ostatniej prostej Londyn odpuścił cięcie aż o dwie trzecie kwot połowowych dla unijnych rybaków na brytyjskich wodach morskich. Problem przedstawiany nad Tamizą jako kwestia utrzymania suwerenności jest jednak marginalny wobec odcięcia tamtejszych firm od europejskiego rynku usług, zwłaszcza finansowych. Do tej pory londyńskie City spijało śmietankę oferując obsługę finansową europejskiej gospodarce i zapewniało Wyspiarzom przynajmniej kilkanaście procent PKB. Tamtejsze banki już przeniosły obsługę miliardowych aktywów do swoich spółek córek zarejestrowanych na Kontynencie.