Ojczyzna, czyli co?
Silke: Przedszkole nie funkcjonuje w próżni. Jest częścią lokalnej społeczności. Funkcja dyrektorska to rodzaj węzła komunikacyjnego między instytucją prowadzącą, rodzicami, wychowawcami i otoczeniem. Próbujemy je włączyć w codzienność naszej placówki. Na przykład, w okolicy jest dom opieki dla osób starszych. Od czasu do czasu organizujemy spotkania: mieszkańcy ośrodka przychodzą do nas w odwiedziny. W ten sposób dzieci poznają różne strony życia. Mogą się przekonać, że starsi ludzie wciąż mogą być sprawni, ale też są tacy, którzy niedomagają fizycznie, lub jeszcze tacy, którzy są jakby mniej obecni psychicznie. W ośrodku jest kilka alpak. To niezwykle spokojne zwierzęta. Żyją w tamtejszym ogrodzie. Któregoś razu alpaki też przyszły w odwiedziny. Dzieci mogły je karmić, pasły się w naszym ogródku. To przykład otwartości, która buduje więzi z otoczeniem.
Aylin: Urodziłam się w Berlinie. Tu się wychowałam, kształciłam i teraz pracuję. Berlin to moje miasto. Kiedy brat miał 22 lata, wyprowadził się do Bremy. Byliśmy pewni, że wróci. Ale ożenił się i został. Wiadomo, na miłość nic się nie poradzi (śmiech). Kiedy jadę go odwiedzić i zostaję powiedzmy tydzień, zaraz myślę, jak on tu może mieszkać? Tęsknię za Berlinem. Podobnie jest w Turcji. Tam też czuję się obca. Dopiero na miejscu człowiek widzi, jak jest: kiedy mówię po turecku, zaraz ludzie wiedzą, że jesteśmy z Niemiec. I od razu ceny robią się lirę czy dwie wyższe. Zgoda, mamy tam dom. To jest nasz dom. Ale trzy, cztery tygodnie i ogarnia mnie zmęczenie. Korzenie zapuściłam w Berlinie.
Magda: Przyznam szczerze, że jestem tu tylko ze względu na dzieci. Jakby to ode mnie zależało, dawno bym spakowała walizki i wróciła do Polski. Jestem ze Zgorzelca, w sumie niedaleko. Nie chciałam siedzieć z rodzicami i dzieckiem w trzypokojowym mieszkaniu. Koleżanka mnie namówiła: zobaczysz, tu będziesz miała lepiej! Zaoferowała pomoc z papierami. No i zostałam. Dostaję zasiłek, tak zwane Harz IV. Dzieciom jest tu lepiej niż w Polsce. Krzyś chodzi na piłkę, Filip na judo. Urząd płaci, choć część spada na mnie. Niestety, trzeba się poświęcić dla dzieci. Powiem wprost, wybrałam lepszą przyszłość dla synów. W Polsce długo jeszcze nie będzie takich możliwości... Fakt, czasami się męczę. Są chwile, że potrzebuję perfekcyjnego niemieckiego. Ale moje dzieci powoli dorastają. Niebawem mi pomogą.
Enas: Ostatnio ciągle słyszę „muzułmanie", „Arabowie". Obcy ludzie zaczepiają mnie na ulicy: wy czarnogłowi, islamiści, wy terroryści! Kiedyś czekałam na metro. Było krótko po zamachach na redakcję „Charlie Hebdo". Stałam ze szwagierką, która nosi chustę. Podchodzi mężczyzna i mówi: „Jestem Charlie!". A szwagierka mu na to: „I co z tego?" Pewnie myślał, że nie znamy niemieckiego. Czasem ludzie nas prowokują. Ale oczywiście nie wszyscy. Niemcy to mój kraj. W Berlinie się urodziłam. Moje rodzeństwo też. Jesteśmy bardziej niemieccy niż arabscy. Dużo bardziej! Kiedy myślę o Berlinie, nie chcę mówić „Niemcy". Bo Berlin to także ja. Niestety, ostatnio głupio się tu czuję. Że muzułmanka terrorystka. Nie! Prawdziwy muzułmanin nie jest terrorystą. Ale powiedz to komuś, kto i tak nas nienawidzi.
Aylin: Moje dzieci są czwartym pokoleniem rodziny, które mieszka w Berlinie. Trzecim urodzonym w Niemczech. Mąż jest raczej tureckojęzyczny, więc dopinguje dziewczyny. Nie odpuszcza. Nieraz widzę, jak stoją i myślą nad jakimś słowem. No i w końcu zaczynają guglać (śmiech). Tak to jest. Mam nadzieję, że córcie znajdą w Berlinie superszkołę i pracę. Praca za sensowne pieniądze, a jeszcze jeśli człowiek ma coś upatrzonego, co mu się podoba, jest na wagę złota. Kiedyś było łatwiej. Może jak one dorosną, znów się poprawi?