Wprowadzony w ubiegłym tygodniu zakaz importu płodów rolnych z Ukrainy może mieć sporo konsekwencji ubocznych. Wydane przez ministra rozwoju Waldemara Budę rozporządzenie zatamowało wprawdzie napływ ukraińskiego zboża na polski rynek, ale sposób wprowadzenia tego zakazu może się odbić czkawką całej gospodarce.
Z informacji z Polsko-Ukraińskiej Izby Gospodarczej (PUIG) wynika, że pierwszymi poszkodowanymi są firmy logistyczno-transportowe, których ciężarówki ze zbożem utknęły po wschodniej stronie granicy. Rozważają pozwanie Skarbu Państwa o odszkodowania za straty wynikłe z niemożności używania pojazdów do normalnej działalności.
Zakaz objął też m.in. wino, miód i soję, które nie destabilizowały polskiego rynku tak jak zboże. Co więcej – jak podaje PUIG – polscy hodowcy potrzebują rocznie około 500 tys. ton soi jako paszy dla zwierząt i sprowadzali ją m.in. z Ukrainy. Na paradoks zakrawa fakt, że miód wciąż można przywozić z Rosji.
– Decyzja rządu była motywowana politycznie i zaszkodzi wielu małym i średnim przedsiębiorcom, zarówno z Polski, jak i z Ukrainy. Apelujemy do władz o bardziej rozsądne rozwiązania – mówi wiceprezes PUIG Dariusz Szymczycha.
Czytaj więcej
Zakaz importu z Ukrainy popsuł interesy wielu firm. Walka z rządem o odszkodowania będzie jednak trudna.