22 maja minęło 25 lat od referendum, w którym przytłaczającą większością Irlandczycy z północy i z południa zatwierdzili postanowienia porozumienia wielkopiątkowego. Jak do tego doszło?
To trochę tajemnica. Nie jest jasne, dlaczego Ian Paisley, lider unionistów, zdecydował się podzielić władzą ze swym arcywrogiem Martinem McGuinnessem z Sinn Féin, którego uważano za terrorystę z Irlandzkiej Armii Republikańskiej. Możliwe, że pastor Paisley postanowił pozostawić po sobie jakąś spuściznę.
Ale jest też inne wyjaśnienie. W języku rozwiązywania konfliktów istnieje pojęcie wyniszczającego impasu (MHS, mutually hurting stalemate). Po 30 latach konfliktu IRA wiedziała, że nie pokona Brytyjczyków, ale też Brytyjczycy zdali sobie sprawę, że nie pokonają IRA. Obie społeczności były zmęczone konfliktem i gdy uświadomiły sobie ten impas, zapragnęły zmian.
Jak po tylu dekadach konfliktu i przemocy obie strony, które uważały się dotychczas za egzystencjalnych wrogów, zaczęły rozmawiać?
Ważnym czynnikiem był strajk głodowy więźniów w 1981 r., gdy zmarł w więzieniu Bobby Sands – podczas pobytu w więzieniu wybrany na posła do Izby Gmin. Choć umarł, partia Sinn Féin zobaczyła, że możliwa jest też polityczna droga rozwiązywania spraw. Jeden z działaczy powiedział wtedy, że trzeba iść z bronią w jednej ręce i urną wyborczą w drugiej. Działalność polityczna okazała się bardziej skuteczna niż przemoc.