Druga tura wyborów prezydenckich stawia nas przed klarownym wyborem. Ewentualne zwycięstwo Andrzeja Dudy umocni władzę PiS i będzie być może decydującym krokiem w „domykaniu” systemu tworzonego w naszym kraju od 2015 r.
Jaki to system? Z pewnością inny niż opisany w konstytucji, która wciąż obowiązuje w naszym kraju. Daleko odeszliśmy od trójpodziału władzy, niezależności sądów od władzy politycznej, apolityczności prokuratury, policji i służb specjalnych. Trybunał Konstytucyjny, który został wyposażony w potężne kompetencje i zyskał znaczny autorytet w społeczeństwie, został sprowadzony do żałosnej roli usłużnego wykonawcy poleceń, płynących z centrali partii rządzącej Polską.
Wykonawca poleceń
Czy to już autorytaryzm? Dyktatura? Jeszcze nie, ale jesteśmy dość blisko. Nie jesteśmy już „demokratycznym państwem prawnym”, o jakim mówi konstytucja. Jak do tego doszło? Był to wynik procesu, trwającego kilka lat, polegającego na tym, że partia, która doszła do władzy, wygrywając demokratyczne wybory, wykorzystała to do niszczenia i podporządkowania sobie niezależnych instytucji państwowych, nie cofając się przed łamaniem i naciąganiem konstytucji. Ponieważ PiS działał stopniowo i etapowo, nie było jednego, przełomowego wydarzenia, które ogół Polaków uznałby za zamach na demokrację i konstytucję.
Prezydent Andrzej Duda nie był twórcą nowego systemu władzy. Jego faktyczna pozycja w obozie władzy nie jest wysoka. Był przede wszystkim wykonawcą, niewykluczone, że przekonanym o słuszności planów przywódcy swego obozu politycznego.
Jarosław Kaczyński niejednokrotnie okazywał prezydentowi Dudzie lekceważenie i zły humor, ale jego druga jest mu bardzo potrzebna, aby dokończyć budowę nowego ustroju państwa i zachować komfort rządzenia.