Szeregowy Mateusz Sitek zmarł w czwartek w szpitalu Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, trafił tam ze szpitala w Hajnówce. Migrant wbił nóż w jego płuco, ratowała go funkcjonariuszka Straży Granicznej, stracił dużo krwi, na oddział trafił z podejrzeniem odmy prężnej. Znalazł się w tej samej placówce, w której przebywają migranci zatrzymani na granicy.
Czemu nie ma punktu medycznego przy granicy?
Dlaczego wojsko nie wdrożyło procedur MEDEVAC, czyli ewakuacji rannego śmigłowcem do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie? Dlaczego generalnie wojsko nie zapewnia pomocy medycznej na miejscu rannym żołnierzom? Czy nie jest możliwe stworzenie dla żołnierzy punktu opieki medycznej przy granicy albo wręcz postawienie szpitala? W tym roku na granicy zostało poszkodowanych już kilkudziesięciu żołnierzy i kilkuset pograniczników. Dlaczego idea utworzenia wojsk medycznych jest bezproduktywnie wałkowana od roku?
Zakładam, że cała dokumentacja medyczna leczenia szeregowego zostanie zabezpieczona i drobiazgowo sprawdzona przez prokuraturę.
Czytaj więcej
Śmierć Mateusza Sitka to dobry moment dla nas wszystkich na to, by przypomnieć sobie, co dziś jest naprawdę ważne. Chyba za często o tym bowiem zapominamy.
Powinien zostać na nowo przemyślany i zaplanowany sposób wzmocnienia granicy. Czy odpowiedzialnością za bezpieczeństwo na pasku nie powinna przejąć policja i Straż Graniczna, a wojsko ewentualnie ich wspierać – nawet w mieszanych patrolach? Pisaliśmy o tym w „Rzeczpospolitej” wielokrotnie. Dzisiaj powoli ta idea się przebija, jednak za późno, bo młody człowiek nie żyje. Policjantów ma być więcej, mają być odpowiednio wyposażeni. Może formacja ta powinna zabrać ze sobą na granicę systemy LRAD (urządzenia dźwiękowe o dużej głośności, mogą one działać odstraszająco)? Ktoś powie, że to broń niehumanitarna, a czy humanitarne jest atakowanie żołnierzy i funkcjonariuszy z inspiracji obcych służb?