Jozsef Varadi, prezes Wizz Aira: Rzeczywiście rozmawiamy o lotnisku w Radomiu

Widzimy rosnący popyt na podróże na każdym lotnisku i w każdym segmencie rynku. Pytanie jednak, czy jest on wystarczający – mówi Jozsef Varadi, prezes Wizz Aira.

Publikacja: 24.05.2023 03:00

Jozsef Varadi, prezes Wizz Aira: Rzeczywiście rozmawiamy o lotnisku w Radomiu

Foto: Bloomberg

Czy jest pan już gotowy na tegoroczny szczyt sezonu letniego, z zagrożeniem strajkami i kłopotami na lotniskach?

Robimy wszystko, żeby się do tego odpowiednio przygotować. Mamy więcej samolotów i zatrudniliśmy nowe osoby na lotniskach, żeby łatwiej radzić sobie z możliwymi korkami w odprawach. Dodaliśmy 150 nowych miejsc pracy tylko po to, żeby te osoby zadbały o terminowe odprawy naszych pasażerów, przygotowaliśmy także flotę zapasową, żeby szybko zareagować na wypadek, gdyby nie wszystko szło po naszej myśli. Dlatego sądzę, że tego lata będziemy znacznie odporniejsi na zawirowania, które zapewne nastąpią. To wszystko powoduje, że wobec tego lata mam naprawdę duże oczekiwania, znacznie większe, niż rok temu.

Jeśli spojrzeć na nasze operacje w I kwartale 2023 r., to 99,8 procent z nich odbyło się o czasie. Oczywiście pierwsze trzy miesiące w roku to tak zwany niski sezon na naszej półkuli, więc było łatwiej. Zobaczymy teraz, jakie wyniki uda nam się osiągnąć w drugim i trzecim kwartale, kiedy siatka połączeń mocno się zagęszcza. I wszystkie linie zapowiadają, że planują większą ofertę.

W tej sytuacji widzę dwa zagrożenia: po pierwsze, niepokoje społeczne, przede wszystkim w Europie Zachodniej, które mają ogromny wpływ na transport lotniczy. Jak na razie przyczyniły się one do zakłóceń w transporcie lotniczym przez 36 dni. Tylko to spowodowało stratę w naszej branży w wysokości 500 milionów euro. Właśnie otrzymaliśmy z Komisji Europejskiej informacje, że same tylko strajki francuskich kontrolerów ruchu lotniczego spowodowały straty w europejskiej gospodarce w wysokości 40 miliardów euro. A przecież francuscy kontrolerzy nie są wyjątkiem. Mamy protesty także w Niemczech, Wielkiej Brytanii, we Włoszech, w Grecji. A po drugie, trwa jeszcze wojna w Ukrainie. A to oznacza, że część przestrzeni powietrznej jest zamknięta dla lotnictwa cywilnego.

Więc rzeczywiście, zgadzam się, trudne lato przed nami, ale jesteśmy do niego lepiej przygotowani, bardziej odporni na trudności. Oczekuję lepszych wyników, niż rok temu. Naprawdę odrobiliśmy lekcję, ale otoczenie tego lata nie będzie łatwe.

Czy jest pan tak samo jak Michael O’Leary zniecierpliwiony brakiem reakcji Komisji Europejskiej? Prezes Ryanaira swoje pretensje kieruje bezpośrednio do Ursuli von der Leyen i zarzuca jej nieudolność.

To, co robią francuscy kontrolerzy, jest kompletnym nonsensem. Garstka ludzi jest w stanie pokrzyżować plany 270 tys. pasażerów i doprowadzić do miliardowych strat w gospodarkach. Chcę tutaj być dobrze zrozumiany, nie neguję prawa do strajków. Ale protesty powinny być utrzymane w jakichś ramach. Rzeczywiście, frustrujące jest, że ani Unia Europejska, ani rząd Francji nie są w stanie nic na to poradzić. Setki tysięcy ludzi cierpią z powodu strajku. To kompletny nonsens.

Odbudowa lotnictwa po pandemii doprowadziła do bankructwa kilku europejskich linii lotniczych: Blue Air, Air Moldova, a ostatnio Air Malta. Sądzi pan, że ten proces lotniczych upadłości już się zakończył?

Zdecydowanie nie. Europejska branża lotnicza jest nadal poszatkowana. Co roku widzimy, że kilku przewoźników doleciało już do swojego ostatniego lotniska. Konsolidacja postępuje, chociaż nie w takim tempie, jak to miało i nadal ma miejsce w Stanach Zjednoczonych. Oczywiście za Atlantykiem cały ten proces był i jest łatwiejszy, bo jest to jeden kraj. W Europie mamy kilkadziesiąt krajów, jest duma narodowa, więc procesy konsolidacyjne są pod wpływem politycznym. Mniej jest fuzji i przejęć niż bankructw i zaprzestania działalności.

Dla innych przewoźników jest to bodziec do przejęcia rynku. I na przykład, kiedy zbankrutował Blue Air, my natychmiast postawiliśmy dodatkowe samoloty w Rumunii. Podobnie było w Albanii w wypadku Albanian Airlines. A kiedy Norwegian miał kłopoty finansowe, natychmiast wykupiliśmy ich sloty na londyńskim lotnisku Gatwick. Dzięki temu w Londynie mogliśmy zbazować pięć samolotów. I to jest właśnie nasza strategia. Zamierzamy się rozwijać organicznie, chociaż jeśli zdarzy się jakaś wyjątkowa okazja, będziemy przejmować aktywa.

Wydaje się pan teraz bardziej ostrożny niż przed wojną. Na przykład wycofaliście się z Mołdawii, mimo że inne linie nadal latają do Kiszyniowa.

Rzeczywiście, nie latamy do Mołdawii. I tak, jesteśmy bardziej ostrożni, jeśli chodzi o ryzyko geopolityczne. Pracownicy i samoloty Wizz Aira muszą być bezpieczni, i to jest nasz priorytet. Warto pamiętać, że nadal mamy trzy samoloty na kijowskim lotnisku Żuljany.

Zdecydował się pan na przetestowanie w Polsce najnowszego produktu Wizz Aira, czyli abonamentu na latanie. Dlaczego na inaugurację tego pomysłu wybrał pan właśnie Polskę?

Bo w Polsce mamy najwięcej często latających lojalnych pasażerów. To produkt skierowany do ponad 3 tys. osób często latających z Polski. Chcieliśmy w ten sposób okazać wdzięczność i lojalność naszym najbardziej lojalnym pasażerom.

Czy ta lojalność wobec Polski sięga także planów operowania z lotniska w Radomiu?

Cały czas rozmawiamy z PPL. Ale nadal nie mamy na ten temat nowych informacji do zakomunikowania. Kiedy negocjacje się zakończą, z pewnością o tym poinformujemy.

Czy sądzi pan, że na tym lotnisku może się pojawić popyt, który was skłoni do pozytywnego zakończenia tych negocjacji?

Tak. Widzimy rosnący popyt na podróże na każdym lotnisku i w każdym segmencie rynku. Pytanie jednak, czy ten popyt jest wystarczający, aby już teraz podejmować decyzję. Przyglądamy się, wyciągamy wnioski i czekamy. Nas interesuje każdy rozwijający się rynek w regionie, a Polska pozostaje dla nas rynkiem strategicznym.

Jozsef Varadi

Ma 58 lat. Jest współzałożycielem Wizz Aira i prezesem linii od 2003 r. Absolwent Akademii Ekonomicznej w Budapeszcie i University of London. Wcześniej był przedstawicielem Procter & Gamble na Europę Środkową i Wschodnią, a w latach 2001–2003 prezesem narodowego przewoźnika, Malevu, który zbankrutował w 2012 r. 

Czy jest pan już gotowy na tegoroczny szczyt sezonu letniego, z zagrożeniem strajkami i kłopotami na lotniskach?

Robimy wszystko, żeby się do tego odpowiednio przygotować. Mamy więcej samolotów i zatrudniliśmy nowe osoby na lotniskach, żeby łatwiej radzić sobie z możliwymi korkami w odprawach. Dodaliśmy 150 nowych miejsc pracy tylko po to, żeby te osoby zadbały o terminowe odprawy naszych pasażerów, przygotowaliśmy także flotę zapasową, żeby szybko zareagować na wypadek, gdyby nie wszystko szło po naszej myśli. Dlatego sądzę, że tego lata będziemy znacznie odporniejsi na zawirowania, które zapewne nastąpią. To wszystko powoduje, że wobec tego lata mam naprawdę duże oczekiwania, znacznie większe, niż rok temu.

Pozostało 88% artykułu
Transport
PAŻP podnosi stawki. W przyszłym roku polecimy drożej
Transport
Załamuje się popyt na samochody elektryczne. Już cierpią producenci w Polsce
Transport
CPK odcina się prezydentowi Andrzejowi Dudzie: „To nieprawda!”
Transport
Chińskie nabrzeże w Gdyni pod specjalnym nadzorem
Materiał Promocyjny
Wpływ amerykańskich firm na rozwój polskiej gospodarki
Transport
Boeing po raz pierwszy w historii wprowadza cięcia wydatków w zarządzie. Pod naciskiem strajkujących