„Władcy przestworzy” na Apple TV+. Straceńcy latali w dzień

Twórcy wybitnej „Kompanii braci” oraz „Pacyfiku” po raz trzeci wrócili do czasu II wojny światowej. Widowiskowi „Władcy przestworzy” już na małym ekranie.

Publikacja: 31.01.2024 03:00

Jednego z bohaterów „Władców przestworzy”, Gale’a Clevena, gra Austin Butler

Jednego z bohaterów „Władców przestworzy”, Gale’a Clevena, gra Austin Butler

Foto: Apple TV+

Jeszcze nie minął styczeń, a widzowie platform VOD dostali już trzeci hit 2024 roku. Po „Detektywie: Krainie nocy” na HBO Max i „Klątwie” na SkyShowtime premierę mieli „Władcy przestworzy” na Apple TV+. O tej dziewięcioodcinkowej opowieść wojennej o amerykańskich załogach bombowców mówiło się od lat.

Pierwsze prace rozpoczęto ponad dekadę temu. Po sukcesach dwóch poprzednich seriali wojennych – „Kompanii braci” (2001) i „Pacyfiku” (2010) – ich pomysłodawcy, reżyser Steven Spielberg, aktor Tom Hanks oraz producent Gary Goetzman, postanowili kontynuować paradokumentalny, a zarazem widowiskowy styl opowiadania o II wojnie światowej i nakręcić serial o lotnikach. Wybór padł na 100. Grupę Bombową w 8. Armii Powietrznej, która zrzucała bomby na obiekty wojskowe i cywilne na terenie okupowanej przez Niemców Europy. Za podstawę posłużyła książka Donalda L. Millera „Masters of the Air” (właśnie wznowiona na polskim rynku). Rzecz niełatwa do ekranizacji, bo napisana w sposób epizodyczny, wypełniona anegdotami, bez wyraźnej osi fabularnej. Postaci w niej jest mnóstwo, podobnie jak zdarzeń.

„Władcy przestworzy”. Zwiastun serialu Apple TV+

Scenariusz stworzyli John Orloff i John Shibian, wybierając z tłumu bohaterów tych najważniejszych, których oglądamy na ekranie. Za kamerą stawała czwórka reżyserów, ale prym wiódł Cary Fukunaga, reżyser pierwszego sezonu „Detektywa” i ostatniej części przygód agenta 007 – „Nie czas umierać”.

Wrażenie robi też obsada. Twórcy trafili w dziesiątkę, bo zatrudnieni w rolach głównych Barry Keoghan i Austin Butler przeżywają znakomity czas. Pierwszy zachwycał rok temu w „Duchach Inisherin” i wciąż nie opadł kurz po jego roli w skandalizującym „Saltburn”. Drugi błyszczał w 2022 r. za sprawą „Elvisa”, ale zaraz znów powróci na usta wszystkich w drugiej części „Diuny”, która pod koniec lutego wejdzie do kin. Asystują im mniej znani Callum Turner i Anthony Boyle.

Czytaj więcej

„The Curse”. „Fejki” hipsterów, zabobon TikToka

Po latach przygotowań wydłużonych jeszcze przez pandemię, a także po zmianie dystrybutora (zamiast HBO serial ostatecznie emituje Apple TV+),gorąco oczekiwana produkcja za 300 mln dol. trafiła w końcu do widzów. Dla porównania budżet filmu „Dunkierka” (2017) wynosił ok. 100 mln dol.

Kogo zagrali Austin Butler i Barry Koeghan w serialu?

W pierwszych odcinkach poznajemy kilka pierwszoplanowych postaci. Są wśród nich dwaj zaprzyjaźnieni oficerowie – John Egan (Turner) oraz Gale Cleven (Butler). Pierwszy był już na misjach bombowych w Europie, drugi dopiero przyleciał do bazy w Anglii i wkrótce przyjdzie mu posmakować, co to oznacza. Amerykanie bowiem, inaczej niż Brytyjczycy z RAF-u, latają nie nocami, tylko w biały dzień, by precyzyjniej atakować, co zarazem przynosi olbrzymie straty własne.

Na pierwszy plan wysuwają się też postaci poruczników Harry’ego Crosby’ego (Boyle) i Curtisa Biddicka (Keoghan). Wszyscy latają, szkolą się i dbają o maszyny, a wieczorami imprezują w kantynie i biją się w pubach z Anglikami.

Dowódca, pułkownik Neil Harding – jak czytamy w książce Millera – „były trener futbolu z West Point, pił wraz ze swoimi lotnikami i nieszczególnie przejmował się dyscypliną w bazie. Im misje stawały się trudniejsze, tym bardziej alkohol i bijatyki zdawały mu się odpowiednim sposobem na odreagowanie”.

Twórcy budują opowieść, kontrastując ze sobą różne charaktery. Nawigator Harry Crosby nie potrafi zachować zimnej krwi, co gorsza, cierpi na chorobę powietrzną i bez przerwy wymiotuje. Curtis Biddick to twardy Irlandczyk z Nowego Jorku. I choć wygląda jak nastolatek, nerwy trzyma na wodzy, a w pojedynkach na pięści nie ma sobie równych. Wyrywny do bójki jest również Egan, po pijanemu zawsze sprawia kłopoty. Jego przeciwieństwem jest Cleven, abstynent i wrażliwiec, pozujący na twardziela.

Widać CGI w „Masters of the Air”

Sceny powietrzne należą do najtrudniejszych do zrealizowania w filmie wojennym. Udało się przeskoczyć tę poprzeczkę nielicznym, m.in. Christopherowi Nolanowi w „Dunkierce”, ale zazwyczaj reżyserzy muszą się wspierać technologią cyfrową.

W „Masters of the Air” widać niestety gołym okiem, kiedy pojawia się technologia CGI, a kiedy mamy do czynienia z autentyczną scenografią i plenerem. Natomiast wrażenie robią znakomite zdjęcia we wnętrzach maszyn. Każdy przycisk i kontrolka zdają się prawdziwe, a zarazem nie pozbywamy się klaustrofobicznego poczucia uwięzienia w puszce. Przestrzelona szyba może doprowadzić do odmrożeń (na 7500 m wysokości jest -10 st. C), a hełm nie przydaje się na głowie, ale jako ochrona na krocze, gdy pociski przebijają kokpit od dołu.

Czytaj więcej

Borys Szyc jako Forst serialu kryminalnym według Remigiusza Mroza

Opowieść rozkręca się powoli, co może zaskoczyć widzów przyzwyczajonych do silnych wrażeń na dzień dobry. Pośpiech przy tak rozległej historii nie jest jednak konieczny, tym bardziej że każdy odcinek trwa prawie godzinę. Z każdym kwadransem twarze chłopaków stają się coraz mniej anonimowe i po dwóch odcinkach ekspozycji jesteśmy gotowi na ciąg dalszy. W kolejnych straty będą coraz większe, misje przybiorą charakter wręcz samobójczy, a część bohaterów trafi na ziemię wroga i do niewoli.

Nie da się ukryć, że jest to dość tradycyjne kino wojenne. Epickie w swoim rozmachu, z nieśpieszną narracją, wystylizowane, ale raczej bez nowatorskich rozwiązań w scenach batalistycznych.

Postaci kobiecych za wiele tu oczywiście nie ma (wart odnotowania jest epizod Joanny Kulig), podobnie jak perspektywy ofiar bombardowań. Ale jest zarazem sporo o stresie pourazowym, o piekle wojny, traumie i poczuciu winy, że się przeżyło, gdy ginęli wszyscy wokół. A także o masowym zadawaniu śmierci, które na wysokości kilku kilometrów bardzo łatwo staje się abstrakcją.

Jeszcze nie minął styczeń, a widzowie platform VOD dostali już trzeci hit 2024 roku. Po „Detektywie: Krainie nocy” na HBO Max i „Klątwie” na SkyShowtime premierę mieli „Władcy przestworzy” na Apple TV+. O tej dziewięcioodcinkowej opowieść wojennej o amerykańskich załogach bombowców mówiło się od lat.

Pierwsze prace rozpoczęto ponad dekadę temu. Po sukcesach dwóch poprzednich seriali wojennych – „Kompanii braci” (2001) i „Pacyfiku” (2010) – ich pomysłodawcy, reżyser Steven Spielberg, aktor Tom Hanks oraz producent Gary Goetzman, postanowili kontynuować paradokumentalny, a zarazem widowiskowy styl opowiadania o II wojnie światowej i nakręcić serial o lotnikach. Wybór padł na 100. Grupę Bombową w 8. Armii Powietrznej, która zrzucała bomby na obiekty wojskowe i cywilne na terenie okupowanej przez Niemców Europy. Za podstawę posłużyła książka Donalda L. Millera „Masters of the Air” (właśnie wznowiona na polskim rynku). Rzecz niełatwa do ekranizacji, bo napisana w sposób epizodyczny, wypełniona anegdotami, bez wyraźnej osi fabularnej. Postaci w niej jest mnóstwo, podobnie jak zdarzeń.

Pozostało 83% artykułu
Telewizja
Arya Stark może powrócić? Tajemniczy wpis George'a R.R. Martina
Telewizja
„Pełna powaga”. Wieloznaczny Teatr Telewizji o ukrywaniu tożsamości
Telewizja
Emmy 2024: „Szogun” bierze wszystko. Pobił rekord
Telewizja
"Gra z cieniem" w TVP: Serial o feminizmie w dobie stalinizmu
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Telewizja
"Pingwin" na platformie Max. O czym opowiada serial o przeciwniku Batmana?