Po spotkaniu z nową przewodniczącą Komisji Europejskiej Mateusz Morawiecki oświadczył, że kandydatura została ustalona we współpracy z prezydentem. Prominentny polityk PiS przyznaje jednak „Rzeczpospolitej", że był w to zaangażowany trzeci, kluczowy gracz: Jarosław Kaczyński.
Bo w tym przypadku chodzi o rozstrzygnięcie strategiczne. Polska mogła zagrać bezpiecznie i postawić na technicznego kandydata, który – jak minister rozwoju Jadwiga Emilewicz – bez większego trudu przeszedłby przez sito komisji Parlamentu Europejskiego. Uznano jednak, że trzeba skorzystać z dynamiki, jaka powstała po wyborze m.in. dzięki Polsce Ursuli von der Leyen i spróbować przeforsować polityka wagi ciężkiej, który będzie realnie wpływał na kierunek rozwoju Unii.
– Do przesłuchania w europarlamencie jeszcze długa droga. Będę tam jednak występował już jako członek ekipy von der Leyen, a nie przedstawiciel Polski. Najważniejsze będzie więc, jak ukształtują się stosunki między nową Komisją Europejską a zgromadzeniem w Strasburgu – powiedział „Rzeczpospolitej" po ogłoszeniu nominacji szef gabinetu prezydenta.
Komentarz Jerzego Haszczyńskiego: PiS znów może grać w Brukseli
Szczerski, autor książki „Utopia europejska", odegrał znaczącą rolę w przekonaniu Amerykanów do wzmocnienia obecności wojskowej w Polsce (Fort Trump) i rozwoju współpracy energetycznej w ramach Trójmorza. Dlatego, jak przyznał Morawiecki, mógłby przejąć jedną z tek gospodarczych, w szczególności infrastruktury. W tym ostatnim przypadku nowy komisarz najpewniej przyczyniłby się do rozwoju w Europie Środkowej sieci połączeń transportowych i przesyłu gazu. Ale jednocześnie – i na to liczy rząd – Polak w ekipie von der Leyen działałby w porozumieniu z premierem i prezydentem, przez co Warszawa mogłaby w przyszłości zawczasu ustrzec się nowych otwartych konfliktów, jak to było z imigracją czy praworządnością. Dotychczasowa komisarz Elżbieta Bieńkowska w żadnym stopniu nie odgrywała takiej roli.