Od 1 grudnia obejmuje pani stanowisko przewodniczącej Komisji Europejskiej. W Polsce, ale też np. na Węgrzech są duże oczekiwania z tym związane. Rządy tych państw liczą, że zmieni się podejście Brukseli na bardziej przyjazne i bardziej nastawione na współpracę. Mają rację? I czy sądzi pani, że procedura praworządności z artykułu 7 wobec Polski powinna zostać zakończona?
Praworządność jest jedną z podstawowych wartości UE i w tej sprawie nie ma mowy o kompromisach, niezależnie od tego, o jakim kraju rozmawiamy. To dlatego wprowadzimy nowy mechanizm dorocznego sprawdzania wszystkich państw członkowskich. To też warunek wzajemnego zaufania w UE. Rzeczywiście w Europie Środkowo-Wschodniej czuję potrzebę wciągnięcia jej mieszkańców bardziej w sprawy europejskie. Dlatego od razu po nominacji tam się udałam i liczę na współpracę z moimi zastępcami w Komisji pochodzącymi z tego regionu. Konieczne jest zasypanie podziałów między wschodem i zachodem Europy.
Te podziały widać także w polityce migracyjnej. Teoretycznie decyzje w tej dziedzinie mogą być podejmowane większością głosów. Do tej pory jednak szukano jednomyślności, bo było przekonanie, że sposób podjęcia decyzji w 2015 r. o obowiązkowych kwotach migrantów – wbrew woli państw Europy Wschodniej – był wielkim politycznym błędem i wykopał rów między wschodem i zachodem Europy. Chce pani tę jednomyślność kontynuować? I jak pani ocena z dzisiejszej perspektywy decyzję o kwotach migracyjnych w 2015 r.?
W 2015 r. wstępna decyzja ograniczona w czasie i dotycząca konkretnych miejsc i konkretnej liczy osób była konieczna, żeby uniknąć katastrofy i chronić ludzi. Nie było wtedy jasnego migracyjnego paktu i dlatego nastąpił kryzys migracyjny w 2015 r. Ale zgadzam się, że to tak ważna sprawa, że każdy musi być wysłuchany i jednomyślność jest właściwym podejściem.
Kiedy Komisja przedstawi nowy pakiet migracyjno-azylowy? Wspominała pani o solidarności ze strony wszystkich państw. Jak ona ma wyglądać? Czy wystarczą pieniądze zamiast przyjmowania azylantów?