„Na chwilę obecną nie jest wiadome, jakie będą dalsze losy tego projektu" – pisze wiceminister rozwoju Olga Semeniuk w odpowiedzi na interpelację posłów PiS. W ten sposób odnosi się do głośnej propozycji, by w UE skończyć z przestawianiem dwa razy do roku zegarków o godzinę.
O pomyśle zrobiło się głośno w 2017 roku, gdy klub PSL przygotował projekt nowelizacji ustawy o czasie urzędowym RP, który żartobliwie nazwał czasowstrzymywaczem. Celem było ustanowienie czasu letniego przez cały rok.
„Czasowstrzymywacz" był o krok od uchwalenia. Pozytywnie zaopiniowała go sejmowa komisja, ale prace przerwało stanowisko rządu dowodzące, że jest niezgody z prawem UE.
PSL przeniosło więc działania do Brukseli. O koniec zmiany czasu zabiegali tam też europosłowie z m.in. Litwy, Szwecji i Finlandii. I osiągnęli spektakularny sukces. W lutym 2018 roku Parlament Europejski przyjął rezolucję o końcu zmiany czasu, a kilka miesięcy później przewodniczący KE Jean-Claude Juncker ogłosił, że „likwidacja jest przesądzona".
Wcześniej, w rekordowo popularnej ankiecie, do której nadeszło 4,6 mln głosów, 84 proc. mieszkańców UE opowiedziało się za zaprzestaniem przestawiania zegarków. Po raz ostatni mieliśmy zrobić to w 2021 roku.