- Częściej przekonanie, że rachunki za prąd się zwiększą, mają kobiety (58 proc.), osoby powyżej 50 lat (59 proc.) oraz badani o wykształceniu podstawowym/ gimnazjalnym (73 proc.). Takie przewidywania częściej deklarują też osoby o dochodzie netto od 2001 do 3000 zł (62 proc.) oraz badani z miast od 100 do 199 tys. mieszkańców (61 proc.) - zwraca uwagę Piotr Zimolzak z agencji badawczej SW Research.
Emil Muciński, zastępca dyrektora Instytutu Interwencji Gospodarczych BCC , w rozmowie z serwisem rp.pl tłumaczy, że taki rezultat może wynikać z jednej strony z nieświadomości uchwalenia przez parlament i podpisania przez prezydenta w ekspresowym tempie ustawy o zmianie ustawy o podatku akcyzowym oraz o zmianie niektórych innych ustaw pod koniec 2018 roku. - Z drugiej strony, część osób może być przekonana, że sposób oddziaływania państwa na firmy energetyczne nie będzie stuprocentowo skuteczny, a za zamrożenie cen prądu prędzej czy później odbiorcy i tak ostatecznie zapłacą więcej. Nawet jeśli zastosowane mechanizmy oddziałujące na ustabilizowanie cen prądu w 2019 r. zadziałają, trudno będzie zahamować wzrost cen energii po 2019 r. A wtedy możemy nawet zapłacić podwójnie – przewiduje Muciński.
I dodaje, że ręczne sterowanie i sztuczne ingerowanie w procesy rynkowe nie rozwiązuje problemu i prędzej czy później źle się kończy. - Nie ma darmowych obiadów. Prąd drożeje głównie z powodu rosnących cen uprawnień do emisji CO2. W przypadku tak wysokoemisyjnej elektroenergetyki jak polska, opartej w 80 proc. na węglu, ma to przełożenie na ceny dla odbiorców końcowych. Wniosek jest taki, że powinniśmy zwiększać rolę innych źródeł energii w miksie energetycznym – kwituje ekspert BCC.
Ceny energii elektrycznej otrzymywanej ze spalania węgla w naszej części globu będą tylko wyższe. I tu nie chodzi tylko o węgiel, bo jego cena ustalana jest na giełdach w wyniku gry rynkowej. Teraz jest wysoka, ale za jakiś czas może spaść. Ważny jest drugi czynnik: uprawnienia do emisji dwutlenku węgla. O ile wyemitowanie tony CO2 kosztowało na początku ubiegłego roku 8 euro to już w grudniu 2018 r. ta cena wzrosła do 25 euro. System obrotu tymi certyfikatami to właściwie mechanizm mający na celu eliminację CO2 z przemysłu. Tak też możliwość emisji dwutlenku węgla będzie obciążona coraz wyższymi opłatami – wniosek: prąd z węgla będzie tylko droższy. Pora to wreszcie zrozumieć – pisze Michał Niewiadomski.