W 2022 r. odszedł pan w stan spoczynku, mimo że mógł się ubiegać o dalsze lata orzekania. Zaważył udział obecnej Krajowej Rady Sądownictwa w przedłużeniu możliwości orzekania? Miał on tak duże znaczenie, że łatwiejszym okazało się porzucenie sędziowskiej togi?
Dla mnie sprawa była prosta. Sąd to miejsce, w którym spędziłem całe swoje zawodowe życie, w różnych miejscach, na różnych funkcjach. Tak, mogłem orzekać jeszcze przez kilka lat. Problem w tym, że o zgodę na to orzekanie musiałbym poprosić Krajową Radę Sądownictwa, nową KRS. Zważywszy na to, że od 2018 r nowy organ – Krajowa Rada Sądownictwa – nie jest wybrany zgodnie z przepisami konstytucji, nie chciałem tego robić. Nieetycznym i niemoralnym z mojej strony byłoby załatwiać swoją prywatną sprawę przed organem, co do którego funkcjonowania mam – i ja, i inni sędziowie – poważne wątpliwości. Nie musiałem tego robić. I nie zrobiłem.
Jak pan ocenia pracę obecnej Krajowej Rady Sądownictwa?
Z wielką przykrością przypatrywałem się temu, co w sprawie KRS działo się od 2018 r. Chodzi głównie o upolitycznienie jej członków – sędziów. Były to osoby, które jak się okazało – patrząc na skład osobowy i ich późniejszą działalność – w pełni powiązane z władzą polityczną, czyli Prawem i Sprawiedliwością. W tym czasie nie zapadły żadne z uchwał, które by stanowiły o tym, że jest to organ stojący na straży niezależności sądów i niezawisłości sędziów – a taka jest przecież powinność Krajowej Rady Sądownictwa. Nie przypominam sobie ani jednej uchwały, która by broniła sędziów przed działaniami rzeczników dyscyplinarnych sędziów sądów powszechnych. I tutaj element polityczności brał górę, zważywszy na liczne postępowania dyscyplinarne, które dotknęły wielu sędziów.
Nie zauważyłem, żeby kiedykolwiek Krajowa Rada Sądownictwa podjęła jakąkolwiek próbę obrony tych sędziów, a można powiedzieć wręcz przeciwnie, dawała jak gdyby aprobatę w szykanowaniu sędziów. Ponadto Polska do wyboru neo-KRS była jednym z przodujących państw w europejskiej sieci rad sądownictwa.