Maciej Zaborowski: The show must go on, czyli proces z gwiazdami

W blasku fleszy łatwo stracić z oczu to, co naprawdę ważne.

Publikacja: 06.11.2024 05:00

Maciej Zaborowski: The show must go on, czyli proces z gwiazdami

Foto: Adobe Stock

Życie uczy, że wygrana przychodzi czasem w najmniej oczekiwanym momencie. Zaskoczenie może być jeszcze większe, kiedy okazuje się, że jest to najszybszy proces karny w czyjejś prawniczej karierze. Zacznijmy jednak od początku.

Znany celebryta wraz ze swoim pełnomocnikiem, również celebrytą, postanowili wnieść prywatny akt oskarżenia przeciwko mojemu klientowi. Ten miał rzekomo zniesławić szanownego celebrytę jedną z wypowiedzi w popularnym portalu plotkarskim. Istny proces stulecia.

Rok oczekiwania na wyznaczenie rozprawy tylko podkręcał napięcie. W końcu nadszedł ten długo wyglądany dzień i ruszyliśmy do sądu. Na miejscu – tłum mediów, mikrofony, kamery, migoczące flesze. Oskarżyciel i jego pełnomocnik nie znaleźli jednak czasu na tak prozaiczną rzecz jak przywitanie się z nami. Zamiast tego ochoczo brylowali przed kamerami, opowiadając historię swojej „krzywdy” z dramatyzmem, na który niewątpliwie długo pracowali. Zresztą, co tu dużo mówić, celebryta oskarżający inną znaną osobę oraz równie znany z popularnych portali społecznościowych pełnomocnik to niemal pewny materiał na newsa dnia.

I wtedy, niczym rzucone zaklęcie, wywołano naszą i tak już spóźnioną o prawie godzinę sprawę. My – w pełnym skupieniu i gotowości bojowej – ruszyliśmy do środka. Za nami pustka. Spojrzałem raz jeszcze na pełnomocnika oskarżyciela i na samego celebrytę, stojących tuż przed salą w blasku fleszy, charyzmy i pewności siebie. Wymiana spojrzeń trwała krótko, ale była wystarczająco wymowna. Weszliśmy na salę, a oni... pozostali przed i kontynuowali udzielanie telewizyjnego wywiadu na żywo transmitowanego przez jedną z tzw. mainstreamowych stacji newsowych.

Minęło pięć minut. Długie pięć minut. W końcu sędzia, zniecierpliwiony i z odrobiną ironii w głosie, dał sygnał do zapisania postanowienia w protokole. Krótko i treściwie: „Wobec niestawiennictwa oskarżyciela prywatnego i jego pełnomocnika na rozprawie głównej bez usprawiedliwienia, na podstawie art. 496 § 3 k.p.k., wobec odstąpienia od oskarżenia, Sąd umarza postępowanie, kosztami zaś obciąża oskarżyciela prywatnego. Zamykam postępowanie, dziękuję”.

I tak to się skończyło. Najkrótszy proces karny w historii, zakończony de facto decyzją nie Wysokiego Sądu, ale najzwyklejszą ludzką próżnością. Pomyślałem: dobrze, że nadal są jeszcze takie sprawy, które wygrywa się na sali sądowej, a nie przed kamerami. W blasku fleszy łatwo stracić z oczu to, co naprawdę ważne.

Autor jest adwokatem i sędzią Trybunału Stanu

Życie uczy, że wygrana przychodzi czasem w najmniej oczekiwanym momencie. Zaskoczenie może być jeszcze większe, kiedy okazuje się, że jest to najszybszy proces karny w czyjejś prawniczej karierze. Zacznijmy jednak od początku.

Znany celebryta wraz ze swoim pełnomocnikiem, również celebrytą, postanowili wnieść prywatny akt oskarżenia przeciwko mojemu klientowi. Ten miał rzekomo zniesławić szanownego celebrytę jedną z wypowiedzi w popularnym portalu plotkarskim. Istny proces stulecia.

Pozostało 85% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Wzięli i popsuli
Rzecz o prawie
Zbigniew Ćwiąkalski: W prawie karnym są przepisy, które nie mogą się ostać
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Mecenasie, gdzie jesteś?
Rzecz o prawie
Robert Damski: Metoda na wnuczka
Materiał Promocyjny
Big data pomaga budować skuteczne strategie
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Ustawa naprawcza kodeksu nie naprawia
Materiał Promocyjny
Seat to historia i doświadczenie, Cupra to nowoczesność i emocje