Maciej Zaborowski: Mecenas Google, czyli lekcja za 2,5 mln zł

– Ale ja dokładnie wszystko sprawdziłem w internecie, no wie pan, panie mecenasie –mecenas Google!

Publikacja: 23.10.2024 04:31

Maciej Zaborowski: Mecenas Google, czyli lekcja za 2,5 mln zł

Foto: Adobe Stock

To spotkanie z klientem nie różniło się prawie niczym od wielu tego typu konsultacji. Przydługa opowieść o życiu, rodzinie i tłumaczenie, dlaczego mimo mojej wyraźnej prośby najważniejsze dokumenty pozostały w domu.

Po dwudziestu paru minutach sprawy zaczęły nabierać tempa. Okazało się, że niedoszły mocodawca obraca, jako przedstawiciel polskiego biznesu, milionami złotych.

Czytaj więcej

Robert Damski: Historia pewnego zadłużenia

Z doświadczenia wiedziałem, że to klasyczne preludium do bardziej skomplikowanej historii. Ponieważ głównym źródłem pasji i zarobków, dajmy na to Pana Michała, jest branża gastronomiczna, nie obyło się więc bez wymiany spostrzeżeń o kondycji polskiej branży restauracyjnej, rozmowy o najlepszych kuchniach świata oraz kilku zdań o polityce rządu, podatkach, cenach energii, elektrowniach atomowych, na CPK i szybkiej kolei kończąc.

W pewnym momencie klient z dumą oświadczył, że nabył dla swojej dwudziestokilkuletniej partnerki „apartament usługowy” w centrum Warszawy pod salon mody, aby wybranka mogła się realizować i „rozwijać swoje liczne talenta”.

Zaiste, godne pochwały – pomyślałem. Zainteresowany, kiwam głową. Klient dumnie kontynuuje:

– No, ale wie pan, mecenasie, coś poszło nie tak z tą transakcją. Sprzedawca przestał odbierać telefony. Od dwóch miesięcy cisza, a apartament wciąż nie jest nasz.

– A zaliczka? – pytam, czując, że nadchodzi moment, w którym historia zmieni się w dramat.

– Zaliczka wpłacona, 2,5 miliona złotych. Gotówką, ale spieszyło nam się na urlop i nie wzięliśmy pokwitowania. Umowa przedwstępna też podpisana, ale zwykła, pisemna, no bo po co „toczyć się” do notariusza?

Warto nadmienić, że od wiekopomnej transakcji upłynęły ponad trzy miesiące.

Zamilkłem na kilka sekund. Miałem wrażenie, że ta krótka chwila trwa całą wieczność. Nie mogąc jednak powstrzymać wrodzonej ciekawości życia, zadałem to pytanie:

– Wie pan co? Może następnym razem warto skorzystać z pomocy prawnika, zanim postanowi pan wpłacić 2,5 miliona złotych w gotówce nieznanej osobie bez pokwitowania?

Oczy klienta wyrażają zdziwienie, lekki zawód, a potem dumę, jakby zamierzał przebić każdy argument, który mógłbym jeszcze rzucić. I wtedy pada to:

– Ale ja dokładnie wszystko sprawdziłem w internecie, no wie pan, panie mecenasie –mecenas Google!

Moja mina mówiła wszystko.

Na szczęście czas naszego spotkania dobiegał końca. Mocny uścisk dłoni. Szczere spojrzenia i obietnica dalszego kontaktu.

W drzwiach szanowny klient odwrócił się jeszcze i uśmiechnął:

- Człowiek uczy się na błędach, prawda?

Spojrzałem na niego i odpowiedziałem:

– Tak, tylko szkoda, że czasem ta lekcja kosztuje 2,5 miliona.

I tak zakończylibyśmy naszą pierwszą, choć pewnie nie ostatnią rozmowę, gdyby klient nie dodał:

– Panie mecenasie, zapraszam do mojej restauracji na dobrego steka. No i następnym razem obiecuję, że będę przezorniejszy, sprawdzę jeszcze w ChatGPT.

Cóż, pomyślałem, z internetem jest jak z przepisami kulinarnymi. Każdy znajdzie tam coś dla siebie, ale nie wszyscy potrafią to dobrze ugotować.

Autor jest adwokatem i sędzią Trybunału Stanu

To spotkanie z klientem nie różniło się prawie niczym od wielu tego typu konsultacji. Przydługa opowieść o życiu, rodzinie i tłumaczenie, dlaczego mimo mojej wyraźnej prośby najważniejsze dokumenty pozostały w domu.

Po dwudziestu paru minutach sprawy zaczęły nabierać tempa. Okazało się, że niedoszły mocodawca obraca, jako przedstawiciel polskiego biznesu, milionami złotych.

Pozostało 88% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?