Mogłoby się wydawać, że ktoś, kto zadłuża się, wiedząc, że prawdopodobnie nie odda pożyczonych pieniędzy, jest albo lekkomyślny, albo nieuczciwy, albo po prostu głupi. Doświadczenie jednak uczy, że nie warto generalizować i oceniać zbyt pochopnie.
Pana Kazimierza (imię zmienione) poznałem kilka lat temu, po wszczęciu piątego postępowania egzekucyjnego, w którym był dłużnikiem. Nie było z nim problemów, odbierał korespondencję, zajęcie emerytury i rachunku bankowego również odbyło się standardowo. Zastanawiało natomiast tempo, w jakim rosło zadłużenie. Najpierw trzy sprawy z wniosku firm pożyczkowych, potem dwie kolejne z banków. Wszystko w ciągu kilku miesięcy. Kiedy łączne zadłużenie przekroczyło pięćdziesiąt tysięcy złotych, postanowiłem spotkać się z panem Kazimierzem i uświadomić go, że za chwilę mogą pojawić się wnioski o egzekucję z nieruchomości, bo z jego emerytury nie ma szans na spłatę.
Czytaj więcej
Tak rozbudowano ochronę dłużnika, że obecnie komornik często może mu zająć co najwyżej trochę czasu.
Nie wpuścił mnie do domu, ale obiecał, że następnego dnia sam przyjdzie do kancelarii. Tak też się stało. Gdy tylko usiadł w moim gabinecie, oznajmił, że on sobie zdaje sprawę, że może stracić mieszkanie i że przeprasza, że to tak wygląda, ale jemu już jest w zasadzie wszystko jedno, bo od początku wiedział, że tak to się skończy i jest gotowy ponieść wszelkie konsekwencje.
Muszę przyznać, że choć mam czasem kontakt z ludźmi, którzy stracili niemal cały swój majątek, dawno nie widziałem kogoś tak zrezygnowanego. Zapytałem więc, jak to się stało, że postanowił w tak krótkim czasie tak bardzo się zadłużyć. Przecież musiał wiedzieć, że to ogromne ryzyko.