Nie wiem, czy jesteśmy w europejskiej czy światowej czołówce, ale liczba zarejestrowanych w Polsce samochodów robi wrażenie. Jest ich, jak ustaliłem, około 27 mln, czyli jakieś 750 osobówek na 1000 mieszkańców.
W moim ukochanym mieście (i pewnie nie tylko w nim) liczba zarejestrowanych pojazdów kilka lat temu przekroczyła liczbę mieszkańców. Na jednego katowiczanina przypada więc jeden samochód z hakiem, niekoniecznie holowniczym. 300 tys. aut to też dwa razy więcej tablic rejestracyjnych na pojazdach, 300 tys. dowodów rejestracyjnych, a przede wszystkim ogrom pracy dla zajmujących się tym urzędników.
Czytaj więcej
Na razie tylko w postępowaniach karnych, w dodatku wyłącznie odwoławczych, ale jednak - adwokat czy prokurator będzie mógł wnieść do sądu pismo drogą elektroniczną. Projekt nowelizacji k.p.k. dotyczy też deportacji do Polski osób z krajów, z którymi nie mamy umowy o ekstradycji.
Zaliczając się do grona katowickich właścicieli pojazdów, od momentu odziedziczenia samochodu sam byłem w Wydziale Uprawnień Komunikacyjnych trzykrotnie. Tablice rejestracyjne trzeba było odkręcić, żeby w okienku przyklejono na nie naklejkę; należało również pobrać tzw. miękki dowód. Potem jeszcze wymiana miękkiego na twardy i można było jeździć. Każdorazowo w wyprawie do urzędu towarzyszyły mi tradycyjne wielkomiejskie problemy – korek na ulicach mógł skutkować spóźnieniem i wypadnięciem z kolejki do okienka, podobnie poszukiwanie miejsca parkingowego. Klasyka.
Wspomniałem, że kolejkę miałem już zarezerwowaną – na szczęście istniała możliwość rejestrowania się internetowo na konkretny dzień i godzinę. W procedurze rejestracyjnej pojawiały się rozmaite innowacje – wydłużano godziny obsługi wydziału, wprowadzono internetową rejestrację terminów. Zatrudniono jednego z urzędników do „kierowania ruchem” w budynku i wspierania interesantów od progu urzędu.