Jarosław Gwizdak: Jak zbudować wiarygodną firmę?

Nikt nie może stworzyć prywatnego sądownictwa. Może jednak, reformując to państwowe, warto oprzeć się na wartościach z niedalekiego importu.

Publikacja: 11.09.2024 04:30

Jarosław Gwizdak: Jak zbudować wiarygodną firmę?

Foto: Fotorzepa / Michał Walczak

Zacznijmy od tego, że byłem bardzo zażenowany. Byłem zażenowany poziomem usług, który moja firma oferowała klientom – zaczął swoje wystąpienie Człowiek Sukcesu. – Z tego zażenowania, z nudy, z frustracji narodził się jeden z moich głównych pomysłów biznesowych. Myślałem głównie o tym, jak zmienić podejście do tego, co robimy. Jak – w oczach klientów – zyskać jak największą wartość tworzonego właśnie przedsięwzięcia”.

Kontynuował po chwili: „Płacono mi za podejmowanie decyzji. A ja chciałem podejmować je w oparciu o wartości; ale nie mogłem zapomnieć o komercyjnym charakterze mojego przedsięwzięcia”.

Czytaj więcej

Jarosław Gwizdak: Prawo człowieka. Do odłączenia się

Płacono mu za podejmowanie decyzji? Słysząc to zdanie jeszcze mocniej nadstawiłem uszu. To biznesmen, czy może kolega z mojej dawnej branży? Gdzie jestem? Co ja tu robię?

To wszystko działo się w jeden z wakacyjnych weekendów. Miałem zaszczyt spotkać się z młodymi ludźmi z naszego zakątka Europy i w jednym z krajów sąsiadujących z Polską porozmawiać z nimi o wartościach, praworządności i o tym, „co w życiu ma sens”. Wtedy też, już po raz kolejny, słuchałem Człowieka Sukcesu.

Szybka, prosta, godna zaufania i przyjazna

Wspomniany przeze mnie na początku tekstu bohater jest pięćdziesięcioletnim milionerem z jednego z krajów Trójkąta Wyszehradzkiego. Jest skromny i sprawia wrażenie mocno zdystansowanego; bardzo lubi być sam – dlatego zanonimizuję wszelkie dane pozwalające go zidentyfikować.

Jednego nie mogę jednak zanonimizować – naprawdę był menedżerem jednego z państwowych molochów, ale po siedmiu latach swojej misji odszedł. Odszedł między innymi z powodu sfrustrowania poziomem usług dla ludności. Odszedł ze skostniałej struktury, zmęczony nieskutecznymi próbami zmian i naprawy systemu.

Po kilku miesiącach przemyśleń, wraz z grupą przyjaciół, bez biura ani sztabu ludzi, wykupił jedno z konkurencyjnych przedsiębiorstw. Stworzyli je od zera, osiągając potężny sukces rynkowy. Człowiek Sukcesu zapewniał, że zaczął od wartości, na jakich chciał zbudować firmę, a obroty i zysk po prostu się zwiększały. Jego firma, w przeciwieństwie do państwowego giganta, miała oferować usługę szybką, prostą, godną zaufania i przyjazną.

Kierowane do klientów dokumenty nie mogły liczyć więcej niż trzy strony, musiały być zrozumiałe i proste. Załatwienie sprawy miało nastąpić najpóźniej w ciągu tygodnia. Firma nie miała być anonimową korporacją – za każdą załatwioną sprawą miał stać konkretny pracownik. W ten sposób idea Człowieka Sukcesu nabierała realnych kształtów i stawała się realnym sukcesem.

Słuchałem, myślałem i popadałem w coraz większą zadumę. Po części dlatego, że przez lata dzieliłem frustrację sposobem pracy polskiego wymiaru sprawiedliwości i skalą trudności, które stwarzał swoim użytkownikom – obywatelom. Zastanawiałem się nad tym, co słyszę, także z powodu uniwersalności przekazu biznesmena.

Nie będziesz rozmawiał z botem

Uważam, że każda usługa prawnicza powinna przyswoić sobie co najmniej dwie z czterech wymienionych wartości – być jak najprostsza dla użytkownika oraz wzbudzać jego zaufanie. Idealnie, gdyby była jeszcze udzielona „w rozsądnym terminie”, jak postulują międzynarodowe konwencje.

Młodzi europejscy liderzy pytali Człowieka Sukcesu o wszystko. O jego porażki – przyznawał się do nich bardzo otwarcie i chętnie. O sztuczną inteligencję pomagającą w biznesie – tu odpowiedź była dla mnie dość zaskakująca: odpowiedział, że na razie nie przewiduje jej zastosowania w swoich call-centers. „Wiem o tym, że człowiek lubi po prostu rozmawiać z człowiekiem, a dzięki temu, że u nas telefony odbierają ludzie z krwi i kości, zyskujemy wciąż przewagę nad konkurentami”. Konserwatysta? A może właśnie człowiek znający upodobania klientów w swoim kraju, w dodatku potrafiący przeliczać je na zysk swoich przedsięwzięć?

W przestrzeni wymiaru sprawiedliwości jesteśmy – wydaje się – bezpieczni. Nikt nie może stworzyć prywatnego sądownictwa. Może jednak reformując to państwowe, warto oprzeć się na wartościach z niedalekiego importu?

Zrozumiały, godny zaufania i terminowy wymiar sprawiedliwości na początek. Jakże pięknie to brzmi.

Autor jest adwokatem, członkiem zarządu Fundacji INPiS, obywatelskim Sędzią Roku 2015 r.

Zacznijmy od tego, że byłem bardzo zażenowany. Byłem zażenowany poziomem usług, który moja firma oferowała klientom – zaczął swoje wystąpienie Człowiek Sukcesu. – Z tego zażenowania, z nudy, z frustracji narodził się jeden z moich głównych pomysłów biznesowych. Myślałem głównie o tym, jak zmienić podejście do tego, co robimy. Jak – w oczach klientów – zyskać jak największą wartość tworzonego właśnie przedsięwzięcia”.

Pozostało 90% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?