Jacek Dubois: O rozdwojeniu jaźni

We własnym obozie nie powinno dochodzić do wojny, a spór niech zastąpi rzeczowa dyskusja.

Publikacja: 29.05.2024 04:30

Sąd Najwyższy

Sąd Najwyższy

Foto: Adobe Stock

W prawniczym świecie zawrzało, gdy Senat przyjął poprawkę do nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa polegającą na tym, by do nowej KRS mogli kandydować neosędziowie. Nic dziwnego, że zawrzało, bo konsekwencje działalności nielegalnie powołanej neo-KRS jak rak od lat toczą wymiar sprawiedliwości.

Wprowadzenie neosędziów do nowej KRS, którzy mieliby opiniować legalnie wybranych na swoje stanowiska sędziowskie kolegów, wygenerowałoby nowy kryzys. Prawnicze oburzenie jest zatem słuszne, warto jednak zacząć od analizy, dlaczego do takiej sytuacji doszło. To konsekwencja zapowiedzi prezydenta – który wcześniej do nielegalnego powołania neo-KRS doprowadził – że nie podpisze nowelizacji w zaproponowanym przez posłów brzmieniu. Brak jego podpisu oznaczałby, że neo-KRS zapewne funkcjonowałaby do końca jego kadencji.

Czytaj więcej

Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Ten kompromis budzi obawy prawników

Makiaweliczna pułapka polityków dawnej władzy

W pierwszym odruchu można by powiedzieć, że trudno, że jeśli z neo-KRS państwo funkcjonowało kilka lat, to wytrwa jeszcze do jesieni przyszłego roku. Warto jednak spytać o koszty. Wymiar sprawiedliwości jest jedną z wizytówek państwa i przez pryzmat jego działalności są oceniani rządzący. Obecnie działa fatalnie, bo siłą rzeczy spór o praworządność odbił się na szybkości i jakości załatwiania spraw obywateli. Osoby stające przed sądami nie mogą w rozsądnym czasie się rozwieść, uzyskać wyroków przeciwko swoim dłużnikom, bronić dóbr osobistych czy przedstawić dowodów swojej niewinności.

Obecnie dla przeciętnego obywatela sama myśl o tym, że będzie się musiał zetknąć z sądem, wywołuje przerażenie. Oczywiście jest to wina poprzedniej ekipy rządzącej, która do tej sytuacji doprowadziła, jednak od obecnie rządzących obywatele oczekują jak najszybszego przywrócenia stanu normalności. Nie da się tego osiągnąć bez reformy sądów i powołania nowych sędziów, a bez powołania nowej KRS nominacje sędziowskie opiniowane przez neo-KRS będą nadal kwestionowane.

Ta sytuacja jest makiaweliczną pułapką zastawioną przez polityków związanych z dawną władzą. Oni tę sytuację stworzyli, a teraz domagają się przywrócenia sprawnie działającego wymiaru sprawiedliwości, co za pomocą związanego z nimi prezydenta blokują, a czego z kolei niewdający się w meandry polityczne, a chcący jedynie sprawnego sadownictwa obywatele nie rozumieją i którzy w razie niepowodzenia będą z tego rozliczać obecną władzę.

Jest dylemat...

Niedoprowadzenie do szybkiego rozwiązania problemu ze sprawnością wymiaru sprawiedliwości będzie samobójstwem politycznym dla demokratycznej większości. W takiej rzeczywistości ścierają się dwa stanowiska prawników popierających demokratyczne zmiany.

Pierwsze odwołuje się do wierności zasadom, zgodnie z którymi osoby sprawujące swój urząd niezgodnie z prawem nie powinny mieć z tego profitów. Ta postawa kusi walorami honorowymi, jednak prowadzi do politycznego pata.

Drugie to szukanie kompromisu, czyli w zamian za ustępstwa od wyznawanych zasad zbliżenie się do zaplanowanego celu, który jednak w całości nie zostanie osiągnięty. I właśnie ten dylemat, jak postąpić, doprowadził do podziału prawniczego świata.

...są dwie racje

W tej paradoksalnej sytuacji zamiast w swoim gniewie skoncentrować się na osobie za zaistniałą sytuację odpowiedzialnej, czyli prezydencie, naprzeciw siebie stanęły środowiska, które dotychczas wspólnie występowały w obronie niezależnych sądów.

To z kolei doprowadziło do mojego tytułowego rozdwojenia jaźni, bo przeciw próbie znalezienia kompromisu wystąpił sędzia Igor Tuleya – jeden z najodważniejszych i bezkompromisowych ludzi, jakich znam, który wcześniej postawił całą swoją prawniczą karierę na jedną kartę, występując w obronie wymiaru sprawiedliwości, a za kompromisem opowiedział się minister Adam Bodnar, osoba o niezwykłym szacunku dla prawa, który swoją pracę jako rzecznik praw obywatelskich poświęcił tej samej idei.

Zawsze zakładałem, że przy odbudowywaniu praworządności pójdą oni wspólną drogą, a jedyny ewentualny przyjazny konflikt może powstać na tle tego, który z nich zostanie ministrem sprawiedliwości. Myliłem się, bo pojawił się konflikt rzeczywisty, w którym rację ma i sędzia Igor Tuleya, że w życiu powinno się być wiernym zasadom, i minister Adam Bodnar, że trzeba wszelkimi sposobami ratować państwo przed tymi, którzy spowodowali kryzys sprawiedliwości.

W tym sporze połową serca jestem za jednym, drugą za drugim. U człowieka najważniejszy jest jednak rozum, który alarmuje, że we własnym obozie nie powinno dochodzić do publicznej wojny, a spór powinna zastąpić rzeczowa dyskusja. Spór pomiędzy osobami, które mają zbliżony cel, a różnią się co do metod, jak go osiągnąć, to klasyczny przejaw polskiego piekła. Najbardziej skorzystają na nim przeciwnicy demokracji, którzy na pokłócenie się sił demokratycznych liczyli. To element zastawionej przez nich pułapki.

Nie można dopuścić do prawniczej wojny, bo w jej konsekwencji obywatele niewnikający w istotę sporu, a pragnący jedynie dobrze funkcjonującego wymiaru sprawiedliwości podziękują zwolennikom niezawisłych sądów i w kolejnych wyborach uznają, że jedynie siły autorytarne mogą pomóc. Wtedy ten spór będzie się toczył już teoretycznie pomiędzy sędziami, którzy stracą swoje urzędy, a ministrem, który straci posadę.

Autor jest adwokatem, sędzią Trybunału Stanu

W prawniczym świecie zawrzało, gdy Senat przyjął poprawkę do nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa polegającą na tym, by do nowej KRS mogli kandydować neosędziowie. Nic dziwnego, że zawrzało, bo konsekwencje działalności nielegalnie powołanej neo-KRS jak rak od lat toczą wymiar sprawiedliwości.

Wprowadzenie neosędziów do nowej KRS, którzy mieliby opiniować legalnie wybranych na swoje stanowiska sędziowskie kolegów, wygenerowałoby nowy kryzys. Prawnicze oburzenie jest zatem słuszne, warto jednak zacząć od analizy, dlaczego do takiej sytuacji doszło. To konsekwencja zapowiedzi prezydenta – który wcześniej do nielegalnego powołania neo-KRS doprowadził – że nie podpisze nowelizacji w zaproponowanym przez posłów brzmieniu. Brak jego podpisu oznaczałby, że neo-KRS zapewne funkcjonowałaby do końca jego kadencji.

Pozostało 86% artykułu
Rzecz o prawie
Ewa Szadkowska: Ta okropna radcowska cisza
Rzecz o prawie
Maciej Gutowski, Piotr Kardas: Neosędziowski węzeł gordyjski
Rzecz o prawie
Jacek Dubois: Wstyd mi
Rzecz o prawie
Robert Damski: Komorniku, radź sobie sam
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Rzecz o prawie
Mikołaj Małecki: Zabójstwo drogowe gorsze od ludobójstwa?