W prawniczym świecie zawrzało, gdy Senat przyjął poprawkę do nowelizacji ustawy o Krajowej Radzie Sądownictwa polegającą na tym, by do nowej KRS mogli kandydować neosędziowie. Nic dziwnego, że zawrzało, bo konsekwencje działalności nielegalnie powołanej neo-KRS jak rak od lat toczą wymiar sprawiedliwości.
Wprowadzenie neosędziów do nowej KRS, którzy mieliby opiniować legalnie wybranych na swoje stanowiska sędziowskie kolegów, wygenerowałoby nowy kryzys. Prawnicze oburzenie jest zatem słuszne, warto jednak zacząć od analizy, dlaczego do takiej sytuacji doszło. To konsekwencja zapowiedzi prezydenta – który wcześniej do nielegalnego powołania neo-KRS doprowadził – że nie podpisze nowelizacji w zaproponowanym przez posłów brzmieniu. Brak jego podpisu oznaczałby, że neo-KRS zapewne funkcjonowałaby do końca jego kadencji.
Czytaj więcej
Powściągliwiej oceniajmy przywracanie praworządności.
Makiaweliczna pułapka polityków dawnej władzy
W pierwszym odruchu można by powiedzieć, że trudno, że jeśli z neo-KRS państwo funkcjonowało kilka lat, to wytrwa jeszcze do jesieni przyszłego roku. Warto jednak spytać o koszty. Wymiar sprawiedliwości jest jedną z wizytówek państwa i przez pryzmat jego działalności są oceniani rządzący. Obecnie działa fatalnie, bo siłą rzeczy spór o praworządność odbił się na szybkości i jakości załatwiania spraw obywateli. Osoby stające przed sądami nie mogą w rozsądnym czasie się rozwieść, uzyskać wyroków przeciwko swoim dłużnikom, bronić dóbr osobistych czy przedstawić dowodów swojej niewinności.
Obecnie dla przeciętnego obywatela sama myśl o tym, że będzie się musiał zetknąć z sądem, wywołuje przerażenie. Oczywiście jest to wina poprzedniej ekipy rządzącej, która do tej sytuacji doprowadziła, jednak od obecnie rządzących obywatele oczekują jak najszybszego przywrócenia stanu normalności. Nie da się tego osiągnąć bez reformy sądów i powołania nowych sędziów, a bez powołania nowej KRS nominacje sędziowskie opiniowane przez neo-KRS będą nadal kwestionowane.