Pomimo braku hałaśliwej kampanii i ostrych procesów kampanijnych frekwencja wyborcza okazała się – jak na wybory samorządowe – wysoka. Na dodatek wybory nie zepchnęły, jak niektórzy zapowiadali czy wręcz marzyli, obozu poprzedniej władzy, a obecnej opozycji, w polityczny niebyt. Z drugiej strony nie wywindowały mniejszych politycznych ugrupowań wysuwających mocno ideologiczne hasła czy obiecujących zupełnie nową jakość w rządzeniu.
Pamiętając o trawiącym polskie społeczeństwo od wielu lat bezprecedensowym podziale politycznym i przejmowaniu przez nowy rząd kolejnych segmentów władzy (swego rodzaju kontrrewolucji) oraz o podzielonym środowisku sędziowskim i szerzej: wymiarze sprawiedliwości, władza samorządowa in gremio prezentuje się wręcz znakomicie. A po wyjątkowo długiej kadencji zyskała odświeżoną legitymację demokratyczną.
Czytaj więcej
Znalezienie balansu pomiędzy tym, co wynika z funkcji prawa i społecznymi oczekiwaniami, to być może najistotniejszy warunek ukształtowania stabilnego systemu prawnego, niezależnego od zmian politycznych.
Wielu dotychczasowych wójtów, burmistrzów, a nawet prezydentów dużych miast jest wybierana na kolejne kadencje, a w innych miejscach urzędy przejmują nowe osoby – i tak powinno być.
Samorządy w ogólności zapewne wymagają też reform, ale i tak są one w lepszej sytuacji niż państwo, gdyż zarządzanie jedną gminą wiejską czy miejską można porównywać z zarządzaniem inną podobną, choćby w sąsiedztwie. Rząd można porównywać tylko z poprzednim, a każdy rządzi w nieco innym czasie, w innych warunkach.