Rolnicy intensyfikują protesty i wymierzają je nie tylko w stronę polityków, ale także dużych firm, które prowadzą działalność mającą, zdaniem protestujących, szkodzić interesom rolnictwa. Na celowniku znalazła się teraz Biedronka, która zdaniem działaczy Agrounii sprowadza i sprzedaje coraz więcej produktów spożywczych z Ukrainy. A ukraińskie normy dotyczące produkcji żywności i produkcji rolnej są znacznie mniej restrykcyjne od polskich i unijnych.
Czytaj więcej
Manifestacje i ciągniki widać w ponad 200 miejscach w całej Polsce. Do protestujących wyjechał minister rolnictwa Czesław Siekierski. Rolnicy nie chcą Zielonego Ładu, i żądają powrotu kontyngentów w handlu z Ukrainą.
- Z Ukrainy wjeżdżają zboża, kukurydza, rzepak, miód, słodycze, wafle. Na Ukrainie można używać niedozwolonych w Unii Europejskiej środków ochrony roślin, które są szkodliwe dla zdrowia — powiedział w czwartek przedstawiciel Polskiego Związku Rolnego Agrounia na Warmii i Mazurach Michał Kempka.
Zdaniem działaczy Agrounii sytuacja w polskim rolnictwie jest trudna i polscy rolnicy ponoszą wielomilionowe straty, także wskutek konkurencji z krajów o mniej restrykcyjnych normach dotyczących bezpieczeństwa żywności. W przypadku importu z Ukrainy dochodzą jeszcze dwa czynniki – niższe koszty pracy i fakt, że kombinaty rolne w tym kraju gospodarują na tysiącach hektarów, mając rozmiar dawnych magnackich latyfundiów.
Wójt gminy Stawiguda Michał Kontraktowicz próbował mediacji pomiędzy rolnikami a Jeronimo Martins. Do porozumienia nie doszło i rolnicy podtrzymali chęć blokady centrum dystrybucyjnego w przyszłym tygodniu. Wójt oświadczył, że nie wyda zgody na takie zgromadzenie publiczne, powołując się na racje firmy Jeronimo Martins, dla której spowoduje to straty „wielkich rozmiarów”. Codziennie do centrum dystrybucyjnego wjeżdża i wyjeżdża ponad 400 samochodów ciężarowych.