Roch Zygmunt: Po co Donaldowi Tuskowi Pałac Prezydencki? Dla dobra rządu

Nie milkną spekulacje dotyczące kandydatów w wyborach prezydenckich. Choć Donald Tusk wprost zaprzeczył, że ma zamiar ubiegać się o ten urząd, temat jego startu bynajmniej nie został zamknięty.

Publikacja: 10.09.2024 12:32

Roch Zygmunt: Po co Donaldowi Tuskowi Pałac Prezydencki? Dla dobra rządu

Foto: ELENA COVALENCO / AFP

Niech za najlepszy dowód posłuży postać Marka Sawickiego, doświadczonego parlamentarzysty i wytrawnego polityka, który mimo jasnych deklaracji premiera w wielu wywiadach broni tezy, że to właśnie szef PO będzie kandydatem własnej partii w maju przyszłego roku. Pisał o tym zresztą niedawno na łamach „Rzeczpospolitej” Michał Kolanko.

Zabrzmi to zapewne paradoksalnie, ale start Tuska i potencjalne objęcie przez niego urzędu głowy państwa byłyby świetne z punktu widzenia… jego własnego rządu.

Czego potrzebuje rząd Donalda Tuska?

Jak słusznie wykazał na portalu X Piotr Trudnowski, porównanie CBOS-owskich (a więc bynajmniej nie skrajnie antyrządowych) badań oceny rządu na przestrzeni luty–sierpień jest dla obecnej ekipy druzgocące. Nie tylko spadła liczba zwolenników i dobrze oceniających gabinet Tuska, ale i wzrosła liczba przeciwników i źle oceniających jego dokonania.

Czytaj więcej

Jacek Nizinkiewicz: Jest jeden kandydat PiS, który miałby szansę zostać prezydentem RP

Jak na dłoni więc widać, że potrzeba jakiegoś nowego otwarcia. Czy Donald Tusk jako szef rządu jest w stanie do niego doprowadzić? Nie sądzę. Po pierwsze dlatego, że ewidentnie nie lubi własnych kadr i zaplecza. Podczas wiecu z okazji 4 czerwca – grając ulubioną kartą „dobry car, źli bojarzy” – stwierdził, że wyborcy zdziwiliby się, gdyby usłyszeli, w jaki sposób rozmawia ze swoimi ministrami w trakcie posiedzeń rządu. Dwa lata temu zaś, chwilę przed wejściem na antenę TVN 24, powiedział: „To jest tak upiorna myśl, że ja będę tam z powrotem siedział... na tej Wiejskiej”. Głęboko wierzę, że była to szczera refleksja. W dodatku – jak sądzę – nie była wymierzona przede wszystkim w polityków PiS, a w ogólną małość polskiej polityki, której częścią siłą rzeczy Tusk musiał się stać.

Zarządzanie kryzysowe wewnątrz koalicji

Gdyby premier zamienił willę przy Parkowej na Pałac Prezydencki, to nie tylko odetchnąłby od codziennej krajowej wojenki, ale – co ważniejsze – dałby własnym ministrom, często względnie młodym i pomysłowym, przestrzeń na nieco swobodniejszą, kreatywniejszą aktywność i wyjście z jakąś programową ofensywą, której rząd koalicji 15 października potrzebuje. Dopóki Tusk będzie na stanowisku, większość z jego podwładnych będzie skupiać się nie na merytorycznej pracy, a na niedenerwowaniu szefa, co musi prowadzić do bezustannego zarządzania kryzysowego w duchu minimalizowania strat. Stosunki na linii szef–podwładni dobrze obrazowała konferencja Tuska i Władysława Kosiniaka-Kamysza, którego premier pouczał niczym ucznia podstawówki, każąc na poniedziałek odrobić zadanie domowe w postaci nowej ustawy. Tak się nie da pracować.

Ktoś powie: jak w takim razie tak nietrwała koalicja zachowa spójność, skoro to właśnie premier Tusk jest jej gwarantem? Ten argument byłby zasadny, gdyby którykolwiek z partnerów Koalicji Obywatelskiej miał w tym momencie realną alternatywę dla trwania w rządzie. Czy ma? Wątpię. Lewica powinna się cieszyć, że w ogóle jest w Sejmie, zaś wyborcy (szczególnie Nowej Lewicy) najsurowiej zrecenzowaliby jakiekolwiek próby torpedowania bytu koalicji 15 października. Trzecia Droga z kolei, mimo mniej lub bardziej żenujących umizgów ze strony polityków PiS-u, również wielu innych wyjść nie ma. Jeszcze wiele wody w Wiśle musi upłynąć, zanim PiS przeprosi się ze zdolnością koalicyjną, a radykalizacja, której przedstawiciele tej formacji ulegają, raczej będzie przeszkadzać niż pomagać.

Czytaj więcej

Sławomir Mentzen rusza w Polskę. We wrześniu spotkania w blisko 20 miastach

Czy premier jest gotowy na podjęcie ryzyka?

Dodatkowym atutem startu Tuska będzie jego osobiste zwieńczenie kariery. Prezydentura to jedyny kluczowy dla państwa urząd, którego szef PO nie sprawował, a patrząc na wiek premiera, wizja emerytury spod znaku „prezydenta, który ocalił demokrację”, jawi się pięknie. Oczywiście pod warunkiem, że wygra. Czy podejmie to ryzyko? Najbliższe miesiące pokażą.

Niech za najlepszy dowód posłuży postać Marka Sawickiego, doświadczonego parlamentarzysty i wytrawnego polityka, który mimo jasnych deklaracji premiera w wielu wywiadach broni tezy, że to właśnie szef PO będzie kandydatem własnej partii w maju przyszłego roku. Pisał o tym zresztą niedawno na łamach „Rzeczpospolitej” Michał Kolanko.

Zabrzmi to zapewne paradoksalnie, ale start Tuska i potencjalne objęcie przez niego urzędu głowy państwa byłyby świetne z punktu widzenia… jego własnego rządu.

Pozostało 89% artykułu
Publicystyka
Andrzej Łomanowski: Rosjanie znów dzielą Ukrainę i szukają pomocy innych
Publicystyka
Zaufanie w kryzysie: Dlaczego zdaniem Polaków politycy są niewiarygodni?
Publicystyka
Marek Migalski: Po co Tuskowi i PO te szkodliwe prawybory?
Publicystyka
Michał Piękoś: Radosław, Lewicę zbaw!
Materiał Promocyjny
Klimat a portfele: Czy koszty transformacji zniechęcą Europejczyków?
Publicystyka
Estera Flieger: Marsz Niepodległości do szybkiego zapomnienia. Były race, ale nie fajerwerki