Widok najwyższych rangą polityków PiS okupujących budynki TVP czy skarżących się wiceszefowej Komisji Europejskiej Verze Jourovej na łamanie zasad demokratycznych przez koalicję Donalda Tuska wygląda na zaprzeczenie wszystkiego, co PiS głosił przez ostatnich osiem lat.
Czytaj więcej
Politycy PiS grzmią o początku dyktatury, zamachu stanu i standardach z Białorusi. To efekt środowej decyzji ministra kultury o powołaniu nowych władz mediów publicznych. Politycy Koalicji mówią za to o spełnieniu wyborczych obietnic na Święta.
Czy PiS pamięta, jak naśmiewał się z puczu i ciamajdanu?
Gdy dokładnie siedem lat temu, w grudniu 2016 roku posłowie PO zaczęli okupować sejmową mównicę, a przed budynkiem parlamentu zebrali się manifestanci, posłowie PiS szydzili, że mamy do czynienia z „ciamajdanem”, z próbą „puczu”, obalenia demokratycznie wybranych władz. Krzyczeli wówczas, że opozycja usiłuje wprowadzić „anarchię”, ale PiS się nie może cofnąć, bo taka jest wola suwerena. Dziś, gdy posłowie PiS okupują budynki TVP, siedzą w reżyserkach czy salach zarządu – pokazując zresztą, że w przejętej w 2016 roku przez Jacka Kurskiego telewizji czuli się jak u siebie – i gdy to oni próbują zorganizować pucz, ciamajadan i anarchię, udają, że kompletnie nie pamiętają tego, co mówili wcześniej.
Dlaczego PiS walczył z niezależnymi mediami, a dziś ogłasza się obrońcą wolności słowa
Nie pamiętają na przykład, co mówili o mediach, nim przegrali wybory 15 października. Lex Tusk, próba wprowadzenia podatku od reklam cyfrowych, przejmowanie Polska Press – wszystko to służyło podporządkowaniu sobie jak największej części rynku medialnego. Media, których nie udało się PiS zwasalizować, były wrogiem, z którym walczono na różne sposoby – na przykład odcinając do reklam spółek Skarbu Państwa. Dziś PiS twierdzi, że istnienie mediów krytycznych wobec rządu to fundament demokracji, a posłowie PiS – chyba nieświadomi groteskowości sytuacji, w której jako politycy okupują upartyjnioną TVP – skandują: „Wol-ne me-dia!”.